Przejdź do treści

Jak nauczyć dzieci produktywności – Michał Śliwiński

Michał Śliwiński Nozbe

Debby Milan w wywiadzie dla Tim’a Ferriss’a powiedziała że bycie zajętym to jest wybór. Mój rozmówca jakiś czas temu również był bardzo zajęty. Aczkolwiek postanowił, że weźmie sprawy w swoje ręce i jeszcze studiując zaczął pracować nad aplikacją, która pomogłaby mu w ogarnięciu wszystkich bieżących spraw, które z dnia na dzień się coraz bardziej nawarstwiały. Ponad dekadę później, a dokładnie 11 lat po tym jak zaczął pracować nad tym projektem, jest szefem w swojej firmie, w której dziś zatrudnia kilkadziesiąt osób w modelu #NoOffice, czyli nie posiadając własnego biura. Oprócz tego prywatnie jest mężem i tatą trzech córek, dla którego bardzo ważna jest rodzina i czas jaki poświęca swoim bliskim. Mimo, że dziś ma wiele obowiązków to znajduje czas na co najważniejsze. A wszystko dzięki aplikacji Nozbe, której jest autorem. Michał Śliwiński (@MSliwinski), bo właśnie z nim dziś rozmawiam,  pomaga dzięki swojej aplikacji i swojemu zespołowi tysiącom ludzi na całym świecie organizować sobie zajęcia w taki sposób, aby ograniczyć stres i mieć czas na wszystko. W rozmowie Michał dzieli się kuluarami swojej pracy, zastanawiamy się wspólnie jak wychować dzieci, tak, aby poradziły sobie na rynku pracy za lat kilka lub kilkanaście. Michał daje też wiele konkretnych wskazówek na co zwracać uwagę podczas rekrutacji do modelu #NoOffice. Zapraszam Cię na rozmowę z Michałem – tatą, przywódcą, i człowiekiem, który chętnie pomaga innym, dzieląc się swoim czasem i wiedzą w dziedzinie produktywności.

Pobierz plik w formacie MP3 | Zasubskrybuj i słuchaj w iTunes  | Android | Stitcher | RSS

W tym odcinku usłyszysz:

  • Jak Michał radzi sobie ze znajdowaniem czasu dla rodziny?800x1200-1DNE415
  • Dlaczego rytm dnia i nawyki są tak ważne w znajdowaniu ekstra czasu w ciągu dnia?
  • Dlaczego rodzice w szkole dzieci Michała myślą, że jest on kurą domową?
  • Jak ograniczyć dzieciom czas spędzany na używaniu gadżetów?
  • Jak bycie tatą pomaga Michałowi w byciu liderem?
  • Dlaczego model #NoOffice pomaga pracodawcy w byciu bardziej pro-rodzinnym?
  • Na co zwracać uwagę przy rekrutacji do modelu NoOffice?
  • Dlaczego mimo tego, że w Nozbe nie preferuje się wiadomości email, jest to jeden z głównych sprawdzianów podczas rekrutacji?
  • W jaki sposób możemy pomóc naszym dzieciom być dobrymi pracownikami w przyszłości?
  • Jak córka Michała nauczyła go nowych funkcji KeyNote?
  • Co mają wspólnego bunt dwulatka i praktyka Code-Fight w firmach programistycznych?
  • Czy szef firmy może zmienić zdanie na ważny temat?
  • Czego Michał uczyłby na moim Wirtualnym Uniwersytecie Życia?
  • Dlaczego warto kwestionować swoje nawyki, nad którymi pracowaliśmy czasami tygodniami lub miesiącami?
  • Czy szkoły powinny umacniać czy kwestionować status quo?
  • Dlaczego warto inwestować w siebie, gdy jest się młodym?
  • Na co zwracać uwagę, kiedy firma zaczyna się szybko rozwijać i jakich błędów można dzięki temu uniknąć?
  • Jak dzieci uczą nas lepiej delegować zadania w firmie?
  • 5 rzeczy, które Michał kocha w swojej pracy?

Strony, książki, ludzie wymienieni w tym odcinku:


Transkrypt rozmowy

Cześć, Michale! Czy mógłbyś przedstawić się i powiedzieć, kim jesteś i czym się zajmujesz?

Nazywam się Michał Śliwiński i jestem założycielem aplikacji do zarządzania czasem i projektami Nozbe. Generalnie pomagam zorganizować się zapracowanym osobom, zespołom i biznesom, ogarnąć chaos, by pracowali efektywniej i lepiej.

Czyli prowadzisz firmę, podcast, piszesz książki, a ostatnio uprawiasz też triatlon. Czyli jesteś człowiekiem bardzo zajętym. Jak radzisz sobie z tym, żeby znajdować czas także dla rodziny? Bo wiem, że to jest dla ciebie też bardzo ważne.

W domu mam trzy córeczki w wieku 9, 6 i 2 lata, żonę, więc w sumie cztery dziewczyny. Gdy dziś nagrywamy, moja najmłodsza córeczka obchodzi drugie urodziny, więc po nagraniu tego odcinka będzie tort. Rzeczywiście dużo rzeczy robię. Staram się uprawiać sport albo w połowie dnia pracy, albo przed pracą. Jeśli nie uda mi się tego zrobić, to już potem tego nie robię i spędzam czas tylko z moimi córkami. Pilnuję więc, aby sport był w ramach godzin pracy. Czasami zaczynam wcześniej pracę, żeby potem w połowie dnia móc na chwilę pójść pobiegać, pojeździć na rowerze. Czasami zaczynam dzień od sportu. Wszystko zależy od pory roku, temperatury itp.

Oprócz tego staram się, aby moja praca była jak najbardziej efektywna, by mieć jak najmniej spraw na głowie, aby czas poświęcony pracy nie był zmarnowany na klikaniu, przeglądaniu jakichś dziwnych rzeczy. Świadomie staram się takie momenty eliminować i mam kilka sposobów na to, aby sobie z tym poradzić.

Zainspirowałeś mnie tym, że włączasz w rytm swojego dnia pracy rzeczy, które niekoniecznie są związane z pracą, np. bieganie czy pływanie. Jak wpadłeś na to, aby to zrobić?

Ważna jest tu ta pre-decyzja, czyli decyzja podjęta wcześniej. My, ludzie, często ulegamy emocjom, gdy podejmujemy decyzje. Pracuje mi się fajnie, powinienem teraz pójść pobiegać, ale właściwie muszę coś skończyć, więc może pobiegam za chwilę. I potem ta chwila mija i z biegania nici. Zależało mi na tym, aby w ciągu tygodnia zrealizować ileś treningów. Bo te moje triatlony to czysto amatorska sprawa. Nie chodzi o wyniki, tylko o to, by być w formie. Postanowiłem, aby trening stał się częścią mojej rutyny. Gdy w okresie zimowym chcę chodzić regularnie na basen, to np. w poniedziałki zawożę córki do szkoły przed 9, potem mam basen przez godzinę i po 10 wracam do biura domowego, bo o 10.30 mam spotkanie z moimi dyrektorami. Więc ten poniedziałkowy poranek ma swój rytm. Nie ma dla mnie opcji, aby wyłgać się z basenu, dlatego że jest po drodze między jednym a drugim punktem. Ja jestem na niego spakowany i przygotowany. Musiałbym się bardzo postarać, aby tego nie zrobić.

Czyli to jest już rytuał. Podobno najgorszych jest 20 pierwszych dni, kiedy wyrabia się nawyk. Czy masz jakieś rytuały rodzinne, którymi mógłbyś się podzielić?

Ja jestem osobą, która zawozi dzieci do szkoły i odbiera. To jest mój ulubiony czas w ciągu dnia. Czasami stresujący, gdy musimy zdążyć do szkoły, ale jednak fajny, bo jestem z moimi dziewczynami. To jest krótki czas, bo szkoła jest blisko. To jest mój czas i rzadko go sobie odbieram. Dzięki temu mam z nimi lepszy kontakt. Po szkole opowiadają mi różne rzeczy, jak minął dzień itd. Bywa, że inni rodzice myślą, że jestem taką kurą domową, bo tylko ja przywożę i zabieram dzieci, zawsze ja to robię. Ale co z tego! To jest to, na czym mi właśnie zależy.

Po szkole staram się spędzać czas z rodziną. Jako że jestem fanem technologii, to mam dużo fajnych gadżetów, m.in. Apple Watcha. Jak wracam z dziewczynami do domu, odkładam telefon do kuchni, aby się ładował. W tym momencie nie kusi mnie, aby coś na nim sprawdzać. Jedyne, co mam, to zegarek na ręce. Gdyby coś się stało, ktoś by do mnie dzwonił, to odbiorę na zegarku. Czyli jestem w kontakcie z ludźmi, ale na zegarku nic więcej nie sprawdzę. Dzięki temu jestem bardziej z dziećmi niż gdzie indziej.

Ja również jestem fanem gadżetów, lubię sobie coś instalować, sprawdzać, kupować. Chciałbym tę pasję przekazać swoim dzieciom, ale czytałem o badaniach, w których stwierdzono, że dzieci nie należy eksponować na telefony, bo te urządzenia są tak skonstruowane, żeby spędzać na nich jak najwięcej czasu. Czy pozwalasz dzieciom na używanie telefonów i tabletów? Jeśli tak, to jaki masz trik, by ograniczać czas, który spędzają przy tych gadżetach?

Moje dziewczyny od dawna mają iPady, z których korzystają. Ale to jest limitowane. W ciągu tygodnia w roku szkolnym w ogóle nie mogą z tego korzystać, chyba że do czegoś, co jest związane z odrabianiem lekcji, robieniem czegoś do szkoły. Natomiast tablety mają dopiero w weekend, ale też jest to ograniczone czasowo, np. godzina na tablecie. Niestety wszystko się wali, gdy są wakacje. Bo one chcą wtedy codziennie tablety. I najgorsze jest to, że ostatnio obie odkryły Minecraft. Z jednej strony to bardzo kreatywna gra, bo budują sobie tam domy i bardzo lubią mi to pokazywać, ale z drugiej – to strasznie uzależnia. Więc ostatnio jesteśmy trochę na cenzurowanym z tabletami i ograniczamy im czas tabletowy. Za ścianą mojego biura mamy pokój, w którym dziewczyny bawią się lego. I nie proszą wtedy o tablety. Więc to jest taka walka rodzica, bo z jednej strony uważam, że powinno się pilnować, by dzieci nie przesadzały z technologią, aby nie były uzależnione od niej, ale z drugiej widzę, jak niesamowite rzeczy moja dziewięcioletnia córka tworzy za jej pomocą. Uważam więc, że dawkowanie tego powinno być limitowane i żeby nie doprowadzać do kompulsywnego używania technologii. Moja najstarsza córka nie ma w ogóle telefonu, bo nie ma takiej potrzeby.

Przykład idzie z góry. Jeśli sami używamy telefonu podczas rozmów z dziećmi, tworzy to dysonans – ja mogę, ty nie.

Dzieci łatwo wyłapują takie rzeczy i mogą stwierdzić: „Tato, ale ty masz telefon i na niego patrzysz, a ze mną niby rozmawiasz”. Więc to jest bardzo trudne. Dlatego trzeba się bardzo pilnować. My dajemy przykład dzieciom świadomie i nieświadomie.

Czy bycie liderem w swojej firmie pomaga ci być lepszym tatą? Czy fakt, że masz córki i starasz się dbać o ich rozwój, pomaga ci być lepszym szefem?

Tak, na wielu płaszczyznach. To, że mam dzieci i życie poza pracą, powoduje, że chciałbym, aby moi pracownicy mieli życie poza pracą. Niektórzy moi znajomy żyją tylko pracą, siedzą tylko w robocie, bo nie mają dokąd wrócić, podczas gdy inni mają do kogo wrócić. Nasza sytuacja jest na tyle inna, że my pracujemy w modelu no-office, nie mamy wspólnego biura, każdy pracuje z domu. Bycie tatą dało mi tę wrażliwość na innych, żeby dostrzegać, że inne osoby w zespole też mają swoje rodziny. Ostatnio dowiedziałem się, że jeden z pracowników będzie miał dziecko, i zaczęliśmy planować ten czas, kiedy go nie będzie w pracy. Drugą sprawą jest to, że ja jestem osobą, która ma tendencję do tego, by gadać dużo i szybko. To powoduje, że mając dzieci, uczę się bardziej słuchać. Wydaje mi się, że dzięki temu teraz w firmie słucham więcej i lepiej niż kiedykolwiek, że jestem bardziej wyczulony na potrzeby innych. Myślę, że ten proces pracy zdalnej pomaga i mi, i moim pracownikom szukać aktywnie najlepszego sposobu życia. Skoro nie musisz przeprowadzać się do miasta, gdzie jest siedziba firmy, to możesz zastanowić się, gdzie chcesz mieszkać z rodziną. Widzę to po naszej firmie. Dużo osób, gdy zaczyna mieć dzieci, zastanawia się, gdzie chce mieszkać z rodziną. Praca nie zmusza ich do bycia tam, gdzie są, tylko daje im tę elastyczność, by zmienić miejsce zamieszkania, ustawić sobie życie po swojemu.

Na co zwracać uwagę przy rekrutacji do pracy no-office, czyli zdalnej?

Uważam, że każdy pracodawca powinien zwracać uwagę na to, by osoba, którą zatrudnia, dobrze się komunikowała, i to w sposób pisany. Bo przez to, że się nie widzimy, nie możemy sobie tak po prostu pogadać, czasami rozmawiamy przez Zooma czy przez audio, ale większość komunikacji jest pisana. Piszemy komentarze w Nozbe do zadań, dokumentów, więc kluczowe jest, by były one dobre, merytoryczne, aby wyczuwać, kiedy mówimy coś, co może być źle zinterpretowane, by dobrze ubrać to w słowa. Na etapie wczesnej rekrutacji w Nozbe jest tak, że mamy dużo wymian maili z osobą, która chce się do nas dostać, by zobaczyć, jak dobrze ta osoba się komunikuje, czy pisze, jak trzeba, a nie byle co, rozlewnie lub nieskładnie.

Drugą rzeczą jest samomotywacja: żeby komuś chciało się działać, zmieniać świat, żeby nie trzeba było kopać ją w tyłek, bo nie mamy na to czasu i energii. A wiele osób w zwykłych biurach trzeba tak motywować. Ja jestem liderem zespołu i chcę motywować ludzi dobrym przykładem i wizją tego, co chcemy zrobić, ale mam nadzieję, że oni mi w tym pomogą, a nie że ja pcham wózek, a wszyscy sobie na nim siedzą. Więc próbujemy wyłapać takie osoby, którym się chce, które lubią to, co robią. Bo szukamy ekspertów w naszej dziedzinie, które mają świra na tym punkcie. Ostatnio zatrudniliśmy osobę do rozwijania naszej aplikacji na Androidzie i ona ma świra na tym punkcie. To jest jego konik. My wiemy, że będzie pracowała jak najlepiej, bo jej na tym zależy. Szukamy ludzi pozytywnie zakręconych.

Wracając do rodzicielstwa: w jaki sposób możemy pomóc naszym dzieciom być „pracownikami jutra”? Chodzi o pracę zdalną, pracę z technologiami, związaną z dobrą komunikacją. Wydaje mi się, że wyprzedzacie epokę przynajmniej o pięć lat.

Ważne, by rozwijać w dziecku ciekawość świata, by nie mówić mu: „A tym się tym nie zajmuj”, „Tego w ogóle nie rób”. Jeśli dziecko coś zainteresowało, to razem z nim powinniśmy eksplorować temat, zastanowić się, co można zrobić i jak. Jestem przeciwnikiem jednoznacznego powiedzenia, że tablet jest zły i że przyjdzie na niego czas później. Nie, tablet nie jest zły, ale jeśli dziecko będzie siedziało na nim 10 godzin, to wtedy będzie źle. Cieszę się, że moje dzieci z taką ciekawością odkrywają świat Minecrafta, ale denerwuje mnie, że chcą robić tylko to. Więc trzeba im to dozować.

Moja córka jest bardzo ciekawa tableta. Kiedyś zauważyła, że robię prezentację na webinar w Keynocie na iPadzie. Zapytała, co to za program. Odpowiedziałem, że to jest Keynote do robienia prezentacji. Zapytała, jakich prezentacji, więc zacząłem opowiadać więcej. I ona stwierdziła, że chce zrobić coś takiego do klasy. Odpaliła ten program na swoim iPadzie. Pokazałem jej kilka funkcji i powiedziałem: „Jak chcesz, to się pobaw”. Godzinę później wróciła do mnie z superprezentacją, ze zdjęciami, z animacjami przejść między slajdami, których w ogóle jej nie pokazałem. Pokazała to potem klasie. Więc to jest to, co jest przyszłością.

My chcemy, aby dzieci zawsze się nas słuchały. I OK, w krytycznych sytuacjach – tak. Ale bez przesady! Dziecko powinno mieć własne zdanie i móc ci je powiedzieć, oczywiście w odpowiednich ramach. Ale żeby nie bało się powiedzieć własnego zdania. Z dzieckiem trzeba dyskutować, pytać je, dlaczego tak myśli, dlaczego się nie zgadza. Żeby nie nauczyć dziecka, że bezkrytycznie ma robić to, co mu każemy. Mamy w firmie coś takiego, co nazywa się design fight. Jest to spotkanie poświęcone projektowaniu aplikacji. W tym gronie jest sześć osób, spotykamy się raz w tygodniu i dyskutujemy. Każdy ma prawo powiedzieć, co chce – ja jako szef nie mam głównego zdania, ale wszyscy je mamy. Otwarcie mówimy, co nam się podoba, co nie, nawet się kłócimy. Chcemy uniknąć takich sytuacji, że skoro Michał tak powiedział, to tak ma być. Ale Michał nie wie wszystkiego, jest taką samą osobą jak każdy inny, on też odkrywa rzeczy. Ja jako szef firmy nie znam odpowiedzi na wszystkie pytania. Jako rodzice też nie znamy wszystkich odpowiedzi. Mam trzy córki, każda z nich jest inna, każda jest super. To powoduje, że do każdej z nich trzeba podchodzić bardzo indywidualnie i dawać szansę, by się wykazywała, żeby mogła się z nami pokłócić, oczywiście w normalny sposób, żeby umiała dyskutować, nie bała się wypowiedzieć swojego zdania.

My w firmie robimy tzw. red team, taką grupę, która ma torpedować czyjeś pomysły. Ty jako pomysłodawca masz jakiś emotional attachment do tego pomysłu, natomiast ten team ma tylko i wyłącznie torpedować. I potem się wymieniamy. Z jednej strony jesteś propagatorem, z drugiej – próbujesz wymyśleć do tego projektu jakieś negatywne rzeczy. Pozwalanie dzieciom na taką naturalną wypowiedź jest bardzo ważne.

Ja wchodzę na takie spotkanie, mając konkretne zdanie na konkretny temat i bronię go jak niepodległości, a pod koniec bronię tak zdania odwrotnego. Bo zostałem przekonany, te osoby mnie storpedowały i miały rację. Do tego trzeba mieć tę otwartość na wysłuchanie kogoś i na zmianę zdania. Bo my jako dorośli za bardzo traktujemy zmianę zdania jak porażkę, że ego nie pozwala się poddać. Jaki będą mieli do mnie stosunek ludzie, jeśli chwilę temu jeszcze tego broniłem, a nagle tego nie bronię? Ale będą mieli większy, jeśli będziesz umieć bronić zdanie, bo jesteś sensownym człowiekiem, a nie upartym osłem, który na siłę trzyma się swojego zdania. Jeff Bezos mówił, że przywódca musi umieć zmienić zdanie. Zmiana jest częścią życia i szczególnie widzimy to u naszych dzieci, które szybko rosną i się zmieniają. Moja córka zawsze robiła coś tak samo, a nagle zaczyna robić to inaczej. Trzeba być otwartym na zmiany i umieć je przyjąć.

Michale, gdybym zakładał wirtualny uniwersytet życia, to jakiego przedmiotu byś nauczał i co chciałbyś przekazać młodym ludziom?

Mógłbym założyć taki przedmiot jak: kwestionowanie status quo. Chodzi o szukanie dziury w całym. Jeśli uznajemy, że coś jest zawsze, to jak mogłoby być inaczej? Jako osoba zajmująca się produktywnością uważam, że należy wyrabiać sobie nawyki i z tych, które się już wyrobiło, powinno się korzystać. I to jest słuszne. Ale po to mamy przeglądy i retrospekcje co jakiś czas, żeby zastanowić się nad tym, czy to, co do tej pory robiliśmy, było OK; czy nie należy tego zmienić, poprawić lub usunąć. Mamy mało refleksji na ten temat. Uznajemy, że skoro coś raz już działało, to powinno zawsze tak działać. Dlatego zająłbym się zmianą status quo, by odwrócić ten bagaż emocjonalny – skoro teraz ja to kwestionuję, to nie znaczy, że to było złe. To znaczy, że to było dobre, spełniło swoją funkcję, ale pytanie, czy to dalej jest dobre? Ludzie myślą, że gdy coś skreślam, to znaczy, że skreślam to i teraz, i z całej historii tego czegoś, a tak nie jest. Uczestników mojego kursu chciałbym nauczyć tego, by zwracali uwagę na to, że jeśli jakieś rzeczy fajnie działają, to żeby zastanawiali się, czy można to zmienić, aby działało zupełnie inaczej albo żeby się tego pozbyć i wstawić coś innego.

Podobnie jest z książkami. Jedną z kich – Heroiczne przywództwo – wprowadziłem w życie. Potem wszystkim ją polecałem i kupowałem. Ale z książkami bywa tak, że one muszą trafić w odpowiednim czasie. Tak jak powiedziałeś, jest jakiś nawyk, jakaś rzecz, którą robimy w danym czasie, która jest dobra, ale sztuką jest zakwestionować to, bo być może to nam się już przejadło, przestało być pomocne albo wręcz zaczęło przeszkadzać.

Podobała mi się kiedyś prezentacja Setha Godina, gdy mówił, że coś jest zepsute. I coś z mojego punktu widzenia może nie być zepsute, ale z punktu widzenia innej osoby może być. To może otworzyć mi oczy na to, dlaczego to może być zepsute. To powoduje konwersację zmierzającą do tego, by dla jednej i dla drugiej osoby nie było zepsute.

Czy uważasz, że szkoła trochę psuje wychowanie naszych dzieci? Mam wrażenie, że długoletnia szkoła wsadza nas trochę w boksy.

Moje dziewczyny chodzą do bardzo fajnej szkoły, ale każda szkoła ma swoje lepsze i gorsze momenty. Bardzo cenię to, gdy szkoła robi coś fajnego, co kwestionuje status quo, co powoduje, że dzieci robią coś inaczej, coś po swojemu. Cenię każdą szkołę, która to robi. Uważam, że szkoła jest potrzebna i jest na nią miejsce, ale powinniśmy rozmawiać o tym, co dzieci w niej robią.

Wracając do tej prezentacji, którą zrobiła moja córka w Keynocie i powiedziała, że chce ją pokazać w szkole – od razu sobie pomyślałem: „A to tak można?”. A potem pomyślałem jeszcze raz o tym, co przed chwilą pomyślałem. Doszedłem do wniosku, że jeśli ona chciała to przedstawić w szkole, to niech to zrobi. Co w tym złego! Sam złapałem się na takim złym myśleniu. Ja w ogóle studiowałem dosyć nietuzinkowo, po dwóch latach studiowania zarządzania i marketingu wyjechałem za granicę studiować dalej, potem wyjechałem jeszcze na stypendium. I zdobywałem to sam. Po tym jak udało mi się załatwić stypendium do Hiszpanii na studia, usiadłem w kantynie z dziewczynami, które studiowały turystykę. Jemy obiad. Moja koleżanka i ja chwalimy się, że jedziemy na studia za granicę, a one pytają: „To mamy kogoś na uczelni, kto zajmuje się tymi wyjazdami?”. Pomyślałem sobie: „Studiujecie turystykę i nie wiecie, że mamy kogoś, kto koordynuje wyjazdy z naszej uczelni?”. One powinny wiedzieć pierwsze, że jest ktoś taki na uczelni, a nie pytać nas o to. Ktoś może studiować turystykę i nie interesować się tym, co studiuje. Dlatego uważam, że naszą rolą jako rodzica jest pilnować tego, by zadawać dzieciom pytania o to, co robią w szkole. Pielęgnować ich ciekawość i pozwalać, by robiły w szkole nietuzinkowe rzeczy, patrzeć, jak na to reaguje szkoła. I pilnować, aby takie inicjatywy w szkole były dobrze postrzegane.

Wpływać na to, czego szkoła uczy albo w jaki sposób uczy.

Ja jestem bardzo zaangażowany w szkołę, lubię takie rzeczy robić. Jestem w radzie rodziców, jestem przedstawicielem klasy u najstarszej córki. Wtedy mam trochę lepszy dostęp do szkoły. Uważam, że rodzice są mało zaangażowani w to, co dzieje się w szkole, czego ona może uczyć. Nie wywierają wpływu na szkołę, akceptują to, co jest. Gdy działając z ramienia rodziców, wychodzę z jakąś inicjatywą, rodzice stwierdzają: „No to rób tam cokolwiek”. A tak nie powinno być. Powinni chcieć bardziej się zaangażować.

Powinni wziąć odpowiedzialność. Łatwo jest narzekać i zwalać całą winę na szkołę. To my współtworzymy ten system.

I potem zrzędzenie, że szkoła jest, jaka jest. Jak nic w tym kierunku nie robisz, to będzie dalej taka sama.

Wspomniałeś swoje studenckie czasy. Jaką poradę dałbyś sobie, gdybyś spotkał siebie jako dwudziestolatka?

Gdy ma się 20 lat, to warto inwestować w siebie, w swój rozwój, bo czasu masz dużo, umiejętności jeszcze mało, pieniędzy też mało. Pieniądze nie powinny być jeszcze najważniejsze. Gdy miałem 20 lat i studiowałem, dla mnie najważniejsze było to, że robię coś fajnego, że robię coś po godzinach, że uczę się i rozwijam. Nieważne, czy mam z tego dużo pieniędzy, czy nie. Natomiast pieniądze były takim motywatorem, aby trochę zarobić. Ale radziłbym odsunąć je na bok, bo będąc młodym, nie potrzebujesz wielu rzeczy. Możesz pomieszkać u rodziców, jeśli jeszcze musisz, z głodu nie umrzesz, dach nad głową będziesz miał. Całą energię przeznaczyłbym na rozwijanie siebie. Zanim rozwinąłem Nozbe, próbowałem z innymi start-upami, uczyłem się programowania. Ale często wybierałem biznes, bo myślałem, że szybko na nim zarobię pieniądze. Niestety szybko to padało, dlatego że brakowało mi motywacji, gdyż pieniądze nie są dobrym motywatorem. Są dobrym wynikiem Twojej pracy, a nie motywatorem. W Nozbe motywują mnie moi klienci, którzy korzystają z tego narzędzia. A to, że zarabiam na tym pieniądze, jest dodatkiem, wynikiem tej pracy. Dlatego po 11 latach pracy z Nozbe wiem, że nie mógłbym robić nic innego. Widzę, ile jeszcze mam pomysłów, co jeszcze możemy fajnego zrobić. Nie kończy mi się na to energia. Ale mimo wszystko, gdy byłem młodszy, ta motywacja, żeby zarobić kasę, pojawiała się u mnie. Uważam, że taki 20-letni Michał powinien wiedzieć, żeby dać sobie z tym w ogóle spokój, skupić się na rozwoju, na tym, co cieszy, rozwijać to, a jak nie wyjdzie, nic się nie stanie.

Wracając do studiów: wiele osób studiowało dokładnie to, co miało studiować, i nic więcej. A było tyle czasu wolnego! Ja uczyłem się wieczorami programowania, mimo że studiowałem zarządzanie i marketing. Mnie programowanie fascynowało. Pierwszą wersję Nozbe napisałem sam. Nieinformatyk może napisać aplikację! To jest coś, czego studenci nie robią, a mają tyle czasu. I spokojnie, jest czas na imprezowanie i jest czas na rozwijanie innych umiejętności. Szkoda mi tych studentów, którzy tego nie robią.

Patrząc na Twoją firmę z perspektywy 11 lat i na jej sukcesy, wiem, że każdy sukces okupiony jest ciężką pracą. Wiem, że robicie sobie przeglądy tygodniowe i retrospekcje. Czy możesz opowiedzieć o jakimś swoim ulubionym błędzie, który przekuto na sukces?

Najpierw za bardzo wstrzymywałem się z zatrudnianiem osób w firmie, bo bałem się, że nie będzie mnie na to stać. Najpierw długo pracowałem sam, potem z jedną osobą, następnie z dwoma. Aż w końcu postanowiłem zatrudnić dużo osób naraz. Powstał zespół, ale nie taki, jaki powinien być. Więc potem musiałem to zeskalować i zastanowić się, kogo potrzebuję w zespole, kogo nie. Teraz wiem, że taka huśtawka była dużym błędem i można było to zrobić dużo lepiej. W dzisiejszych czasach mamy tylu freelancerów, tyle osób, które robią rzeczy na zasadzie freelance’u, że można już teraz współpracować z wieloma osobami, nie zatrudniając nikogo na etat. Osobę do tego Androida zatrudniliśmy na freelance, żeby nam pomógł tylko w kilku aspektach, ale tak fajnie nam się pracowało, że zatrudniliśmy go na pełen etat. Teraz jest dużo łatwiej rozwijać firmę i projekty, posiłkując się freelancerami. Nie wydajesz dużo pieniędzy, masz eksperta w swojej dziedzinie i dzięki temu uczysz się delegowania zadań i tego, by nie myśleć, że wszystko umiesz najlepiej. To jest kolejne głupie myślenie, które miałem, zaczynając to wszystko. Przez pierwszy rok prowadziłem firmę sam. Byłem przyzwyczajony do tego, że jestem żeglarzem, sterem i okrętem w jednym. To spowodowało, że rozwój Nozbe został najpierw wstrzymany, a potem zrobiony trochę dziwnie. Nauczeni tymi błędami, teraz robimy inaczej. Korzystamy z finansów, mamy normalne procesy zatrudnienia. Teraz umiem już normalnie delegować. Staram się to dobrze robić. Robiłbym to lepiej, gdybym do tego podszedł lepiej, myśląc o produkcie Nozbe: co Nozbe ma robić i jak wyglądać, a nie tylko o tym, jak ja to wszystko ogarnę. Gdy zaczynałem Nozbe, nie miałem dzieci. Żona wtedy dużo pracowała, więc ja też mogłem poświęcić więcej czasu firmie i robić wszystko sam. Ale gdy pojawiły się dzieci, musiałem priorytety ustalać na nowo, nauczyć się delegować, bo doba ma tyle godzin, ile ma, i ja chciałbym też trochę czasu spędzać z moją córeczką.

Dałeś tu taką lekcję młodym studentom, aby byli pozytywnie zakręceni na jakimś punkcie, robili dobre rzeczy, pracowali np. jako freelancerzy, bo na pewno ktoś się nimi zainteresuje i zaoferuje pracę na etat w dobrej firmie, np. zdalnej. Złym przykładem rodzicielstwa jest to, że wszystko robimy za swoje dzieci i nie pozwalamy im uczyć się na błędach. Wszystko za nie robimy, aby było szybciej i aby się nie ubrudziły itp. Natomiast prawda jest taka, że jesteśmy odpowiedzialni za ich rozwój, więc one zrobią dużo wolniej, ale one się uczą. Podobnie jest z delegowaniem w firmie. Tobie coś zajmie pięć minut, a danej osobie godzinę. Ale za dwa tygodnie ona może zrobić to lepiej niż ty.

W dobie internetu wszystko odbywa się szybko. Dostajemy szybkie nagrody, instant notification, instant gratification, szybko wyniki, wszystko na teraz, na już. To jest problem, bo jednak życie jest długoterminowe. Żyjemy wiele lat, ja rozwijam Nozbe już 11 lat, a to kupa czasu. Trzeba nauczyć się myśleć długoterminowo. To, że zrobisz coś szybciej niż nowa osoba, to jasne – jesteś super, robisz szybciej. Ale gdy już ją tego nauczysz, nie musisz nigdy więcej tego robić. A ta osoba na początku będzie robiła wolniej, potem szybciej, a może doda coś własnego i zrobi nawet lepiej niż ty. Ale musisz poświęcić jej czas. Ludziom brakuje traktowania tego jak inwestycji w drugą osobę w długim okresie, żeby w kolejnych latach móc zrobić coś innego, coś inaczej, a nie tylko w kolejnych dniach, tygodniach.

Minęła już dekada działalności Nozbe, więc tym bardziej skupiamy się na długim horyzoncie. Mam nadzieję, że damy radę wytrzymać na tak szybko zmieniającym się rynku kolejnych 10 lat i więcej. Dziś w firmie dyskutowaliśmy nad pewnym problemem i żeby go rozwalić, nakreśliłem wszystkim horyzont czasowy. Powiedziałem: „W najbliższym czasie i w kolejnym roku chcemy to i to, więc teraz zastanówmy się nad tym w tym kontekście, a nie tylko w kontekście tego, co będzie w przyszłym miesiącu”. I to od razu zmieniło ludziom sposób myślenia.

Czy jest jakaś lekcja, której nauczył ciebie twój tata?

Mój tata nauczył mnie wiele rzeczy i pracuje teraz jako mój szef finansowy. Tata najbardziej nauczył mnie majsterkowania, obycia ze śrubokrętem, wiertarką itd. Dzięki temu wiele rzeczy potrafię naprawić sam, co daje mi osobiście dużą satysfakcję. Widzę, że moja żona patrzy na mnie z większym podziwem, gdy to robię. Mój tata wpoił we mnie przedsiębiorczość, bo sam też prowadził firmę.

Czym dla ciebie jest szczęście?

Myślę, że wolnością wyboru, że mogę robić to, co robię. Na blogu napisałem kiedyś, że jest pięć rzeczy, które kocham. Ja kocham to, co robię, jak to robię, dla kogo to robię, z kim to robię i gdzie. To nie znaczy, że zawsze jest wesoło, ale to, że mogę robić to, co lubię, a jednocześnie prowadzić życie, jak chcę. Dla mnie szczęściem jest to, że mogę swoje szczęście kształtować.

Czym jest dla ciebie sukces?

Oprócz obiektywnych wyników sukcesem jest to, żeby to było po mojemu, jak ja chcę. Nieraz dajemy sobie wkręcać, czym powinien być sukces. A dla mnie sukcesem jest to, że odniosłem sukces według mnie. Chciałbym, aby moja firma była w miarę mała, nie pragnę, by miała tysiąc pracowników. Ale zasięg chcemy mieć jak największy. Dla kogoś innego sukcesem może być to, by mieć firmę na giełdzie, mieć ileś tam pracowników. Dlatego każdy powinien sam definiować swój sukces i cieszyć się z niego, a nie mierzyć się z kimś innym, kto ma inną definicję sukcesu, i myśleć, że to tak powinno być. Ja trzymam się swojej definicji sukcesu.

Czy jest jakaś książka, którą kupujesz ludziom jako prezent?

Bardzo polecam Esencjalistę Grega McKeowna. Otworzyła mi oczy, przeczytałem ją wiele razy, bo tam jest sporo lekcji, do których trzeba wracać wiele razy. Miałem okazję porozmawiać z nim wirtualnie do mojego magazynu. Książka opowiada o tym, aby skupić się na tym, co jest najważniejsze i aby to w sobie rozwijać. Bardzo ją polecam.

W naszych czasach fajne jest to, że można porozmawiać ze swoimi idolami. Więc lekcja dla słuchaczy: nie bójcie się z nimi kontaktować. W dzisiejszych czasach wszystko jest tak globalne i na wyciągnięcie ręki, że warto przestać porównywać się z innymi, tylko zacząć porównywać się z sobą, a od innych czerpać.

Wbrew pozorom wszyscy są na wyciągnięcie ręki i z każdym możesz porozmawiać. Podcasty są dla mnie takim magicznym medium. Gdy słuchałem twojego podcastu, miałem wrażenie, że my się znamy, a rozmawiamy przecież pierwszy raz. Pamiętam, że dla mnie magicznym momentem rok po odpaleniu Nozbe było to, że mogłem osobiście spotkać Davida Allena, autora książki Getting Things Done. Gościu mieszkający wtedy w Warszawie, którego nikt nie zna, poznał wielkiego bestsellerowego autora książki z Ameryki, mógł z nim pójść coś zjeść i porozmawiać. Więc jak najbardziej jest to możliwe. Trzeba korzystać z tych możliwości łączenia się ze sobą.

Bardzo dziękuję Ci za zaproszenie, chętnie je przyjąłem, zwłaszcza że znam twój podcast. Dla mnie to niesamowite, że możemy tworzyć takie globalne relacje. Skoro one są możliwe, to tym bardziej stworzenie firmy pracującej w modelu no-office też jest możliwe.

Gdzie ludzie mogą znaleźć cię w internecie?

Można wejść na moją wizytówkę na Nozbe.com/Michael – tam są linki do mojego podcastu „The Podcast”, do mojego bloga sliwinski.com i do innych miejsc, np. do nooffice.org, gdzie piszę o modelu no-office. Zapraszam na mojego Instagrama i Twittera.

Czy masz jakieś przesłanie do słuchaczy podcastu?

Fajnie jest być tatą! Mój kolega, który nie miał dzieci, zapytał mnie kiedyś, gdy miałem pierwsze dziecko, jakie są moje odczucia na ten temat. Powiedziałem tak: „Ciekawe jest to, że gdybym nie miał dzieci, to byłoby OK, miałbym na pewno fajne życie i byłoby wszystko w porządku. Ale nie odkryłbym części siebie, którą nie wiedziałem, że mam, a którą odkryłem dzięki temu, że mam dzieci”.

Mam podobne odczucia. Uważam, że dzięki rodzicielstwu odkrywamy dużą część siebie, szczególnie jeśli chodzi o dawanie siebie innym, kreatywność, miłość. Nie byłoby tego, gdyby nie było dzieci. I tym optymistycznym akcentem kończymy. Dzięki jeszcze raz za rozmowę, Michale.

Dzięki!

 

To już wszystko, co przygotowałem dla Ciebie w tym odcinku podcastu. Wszystkie informacje na temat wspomnianych w nagraniu osób, wydarzeń czy stron internetowych znajdziesz w notatkach do tego odcinka podcastu. Notatki do tego odcinka, jak również wszystkich poprzednich, znajdziesz pod adresem tatonawyspach.co/podcast. Tam znajduje się link do subskrypcji podcastu „Tato na Wyspach Magis” na iTunes oraz na innych platformach podcastingowych. Jeśli znajdziesz chwilę i uważasz, że warto, zapraszam do podzielenia się swoją opinią i dodania recenzji i gwiazdek na iTunes. W ten sposób podcast będzie bardziej widoczny i dotrze do większej liczby osób. W zależności, kiedy słuchasz tego nagrania, życzę Ci miłego dnia lub miłego wieczoru. Do zobaczenia, pozdrawiam Cię magisowo!

Jeśli znajdziesz chwilę i uważasz, że warto – zapraszam do podzielenia się swoją opinią, dodawania recenzji i gwiazdek na iTunes 🙂 W ten sposób podcast będzie bardziej widoczny i dotrze do większej ilości osób.

Oceń podcast w iTunes – jeżeli korzystasz z aplikacji Podcasty:

  • Wyszukaj podcast „Tato na Wyspach Magis” w aplikacji
  • W sekcji „Programy” kliknij „Tato na wyspach Magis”
  • Przejdź do zakładki „Oceny i recenzje”
  • Kliknij w link „Napisz recenzję”

Jeżeli korzystasz ze Stitcher’a:

  • Wejdź na stronę stitcher/TNWMagis
  • Przewiń stronę w dół, aż zobaczysz okno „Show Ratings and Reviews”
  • Kliknij „Write a review”

 Jeśli podobnie jak ja uważasz, że #RodzinaJestFajna i podobał Ci się ten wpis, zapraszam do podzielenia się nim ze znajomymi i do śledzenia mnie w następujących miejscach:

Więcej, bardziej, pełniej – Magis!
Facebook:/TatoNaWyspach
Twitter:@TatoNaWyspach
Instagram:@TatoNaWyspach.co

Podobne wpisy:
Marek Jankowski – Jak być przedsiębiorczym tatą
Sekret produktywności zajętego taty – aplikacje których używam na codzień

Tagi:

2 komentarze do “Jak nauczyć dzieci produktywności – Michał Śliwiński”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *