Przejdź do treści
Strona główna » Blog » Po co są emocje, jak sobie z nimi poradzić i jak pomóc dzieciom w rozwoju emocjonalnym

Po co są emocje, jak sobie z nimi poradzić i jak pomóc dzieciom w rozwoju emocjonalnym

Przewodnik po emocjach | Po co są emocje, jak sobie z nimi poradzić i jak pomóc dzieciom w rozwoju emocjonalnym

Zastanawialiście się kiedyś ile jest emocji? Po co nam emocje? Czy dobrze jest temperować emocje, czy może lepiej okazywać emocje wszystkim i wszędzie? Sam zastanawiam się nad tymi zagadnieniami, bo obserwuję swoje dzieci, które próbują uczyć się swoich emocji. Uczyć się, ale też uczyć nas – dorosłych. Bo chyba każdy przyzna, że z tymi emocjami u nas różnie bywa. W prowadzeniu podcastu fajne jest to, że można szukać odpowiedzi na pytania, które akurat chodzą mi po głowie. Można to robić samemu studiując temat i potem dzieląc się swoimi przemyśleniami, albo też zaprosić do rozmowy kogoś, kto po prostu zna się na rzeczy. Tak też zrobiłem. Zaprosiłem do rozmowy o emocjach blogerkę, podcasterkę ale nade wszystko pedagoga. Osobę która na co dzień pracuje z dziećmi jak również z dorosłymi. Ma też na swoim koncie książki, które sama pisze, lub którym patronuje. Tym gościem jest Anna Jankowska, autorka bloga i podcastu „Tylko dla mam”.

Pobierz plik w formacie MP3 | Zasubskrybuj i słuchaj w iTunes  | Android | Stitcher | RSS

Przewodnik po emocjach: wstęp – notatki 📝

Zapraszam Cię dziś na wstępny odcinek cyklu o emocjach. Do współpracy zaprosiłem, osobę, która ma w tym zakresie dużo większą wiedzę niż ja. Anna Jankowska, autorka bloga i podcastu „Tylko dla mam” odpowiada dziś między innymi na pytania:

  • Co to są emocje?
  • Ile mamy emocji?
  • Jak sobie z nimi radzić jako dorosłemu?
  • Kiedy następuje rozwój emocjonalny u dzieci?
  • Kiedy jest sens zwracać na to uwagę?
  • Kiedy i jak możemy pomóc dzieciom w rozwoju emocjonalnym

Cały odcinek jest pełen praktycznych wskazówek, historii ilustrujących ten trudny temat, ale z drugiej strony także humoru i lekkiego podejścia do tematu. W kolejnych odcinkach będziemy dekonstruować poszczególne emocje i pokazywać jak radzić sobie z nimi razrówno u nas dorosłych, ale przede wszystkim jak pomagać dzieciom, szczególnie w przypadku tych trudnych emocji. Zapraszam serdecznie.

Zapraszam również na bloga Ani, gdzie do 22 listopada można zdobyć książkę dla dzieci (i nie tylko): Uczuciometr inspektora Krokodyla

9dc8b5a4-2283-4762-b4d2-0dda435c0a8b

1200x630-WP

Transkrypt rozmowy 📃

Cześć, Ania!

Cześć, Piotrze!

Jak się dziś czujesz?

Bardzo dobrze.

Super, ja jestem także emocjonalnie podładowany. I właśnie dzisiaj porozmawiamy sobie o emocjach. Chciałbym w tym wstępnym odcinku zapytać cię o to, czym są emocje, czy są nam potrzebne i dlaczego są ważne w naszym życiu.

Temat emocji jest bardzo ciekawy. Na początek wyjaśnijmy, czym są emocje. Rodzice, którzy ze mną rozmawiają o emocjach – najczęściej tych dotyczących dzieci – często pytają, jak zapanować nad emocjami dzieci, jak nauczyć je panować nad emocjami. Próbuję ich dopytać, jak rozmawiają o emocjach, a oni odpowiadają, że mówią dzieciom, że jest miłość, radość itd. A ogólnie fajnie by było zastanowić się nad tym, czym w ogóle jest emocja. Bo wg teorii emocja to chwilowy stan wzburzenia organizmu, który jest wywołany jakąś sytuacją. Na emocję składają się trzy dość istotne czynniki. Po pierwsze pojawia się sytuacja, tzw. czynnik poznawczy. Czyli znajdujesz się w jakiejś sytuacji, w której twój organizm zaczyna wysyłać sygnały, np. jest ci gorąco, czerwieniejesz itp. Następnie pojawia się tzw. czynnik behawioralny, czyli twoja reakcja. I to jest emocja.

Żeby zobrazować, jak to wygląda w życiu codziennym, wyobraźmy sobie sytuację, w której idziesz sobie po ulicy, masz dobry humor, jest piękny dzień, fajna pogoda, masz wygodne buty. Nagle zza zakrętu wychodzi duży pies, za nim idzie jego właściciel. Pies ma obrożę, ale nie ma kagańca ani smyczy. W tym momencie powstaje w tobie jakaś emocja. Czyli jest sytuacja – ten pierwszy czynnik. Nie sądzę, abyś widząc takiego psa, kompletnie nie zwrócił na to uwagi, więc coś się dzieje w twoim organizmie. Po trzecie jest też twoje działanie. I tu dochodzimy do sedna. Okazuje się, że ta emocja to nie taka prosta sprawa. Gdybyśmy mieli tylko te trzy czynniki i konkretne reakcje na konkretne zdarzenia, to wszystko byłoby super. Natomiast sam wiesz, że można zareagować na takiego psa w bardzo różny sposób. Jak byś zareagował?

Zwróciłbym uwagę na to, czy pies jest w kagańcu, czy jest bezpiecznie. Jeśli nie jest w kagańcu, to bym się przestraszył, zwłaszcza gdyby pies był duży.

Mam koleżankę, która kocha psy. Podchodzi do każdego z nich, niezależnie od tego, czy duże, czy małe, jaka to rasa, czy są w kagańcu, czy nie. Po prostu lubi psy. Ja z kolei pewnie przeszłabym na drugą stronę ulicy. Natomiast jeszcze ktoś inny, kto kiedykolwiek został pogryziony przez psa, mógłby zacząć uciekać, stanąłby jak wryty i nie ruszyłby się ze strachu. Nie do końca jest więc tak, że ilekroć wystąpią te trzy czynniki, to zawsze wiemy, jak się zachować.

Kolejnym czynnikiem, który jest kluczem do całej tej sytuacji, jest nasza interpretacja danego zdarzenia. Czyli jest jakaś emocja, która na nas spływa, a my nie do końca mamy na nią wpływ. To, na co mamy wpływ, to interpretacja tej emocji i to, jak się zachowamy. Więc po co nam są potrzebne emocje? Właśnie po to, żebyśmy zachowali się w odpowiedni sposób. Pierwotnie emocje były potrzebne naszym przodkom, aby ratować im życie. Ta część umysłu, która jeszcze pamięta zachowania naszych przodków, to ta część, która działa jak najszybciej, jak najczęściej i rzadziej dopuszcza do głosu tę racjonalną część mózgu, tę spokojną, opanowaną, stonowaną, która pozwala nam się zastanowić nad wyważoną reakcją. Emocje są więc po to, abyśmy umieli sobie poradzić w różnych sytuacjach.

Cała trudność polega na tym, że ta pierwotna część umysłu częściej dochodzi do głosu, jeśli nie ćwiczymy inteligencji emocjonalnej. Z jednej strony można powiedzieć, że to dobrze, bo gdyby ten człowiek pierwotny znalazł się w sytuacji zagrożenia życia, np. usłyszałby dziwne chrobotanie w krzakach i nagle zacząłby się zastanawiać, co to może być, czy ten dźwięk może wydawać duże zwierzę, czy może tylko śliczna, mała wiewiórka, to już by go nie było, a my nie mielibyśmy okazji do tego, by tu siedzieć, rozmawiać o emocjach i o tej bardziej racjonalnej części umysłu, bo on musiał po prostu uciekać. Emocje były potrzebne do tego, aby szybko określić daną sytuację. Nie było czasu na dłuższą interpretację, tylko bierzesz nogi za pas i ratujesz życie. 

Z drugiej strony emocje potrzebne były do tego, aby zapolować na zwierzynę. Człowiek pierwotny musiał działać szybko, pod wpływem impulsu. Nie zastanawiał się, czy np. dana gazela ma małe dzieci i może nie powinienem ich zjadać. Nie przeżyłby bez słuchania tej pierwotnej części umysłu. Natomiast dzisiaj, nie ukrywajmy, to trochę przeszkadza.

Z tego, co mówisz, wynika, że emocje były kiedyś pomocnym narzędziem dla naszych przodków. Natomiast wydaje mi się, że dzisiaj mają negatywną konotację. Mówi się, że kimś szarpią emocje albo że ktoś jest zbyt emocjonalny – zwłaszcza do chłopaków kieruje się takie uwagi. Jak to jest dzisiaj? Czy nie radzimy sobie z tymi emocjami?

Emocje nadal są nam potrzebne, bo nie tylko służyły i służą do tego, żeby ratować życie, ale przede wszystkim do tego, aby zrozumieć siebie, to, co dzieje się w naszym otoczeniu, i budować relacje z innymi ludźmi. Nie żyjemy w czasach prehistorycznych i nie jest konieczne poddawanie się emocjom. Wręcz przeciwnie, warto rozwijać coś, co nazywa się inteligencją emocjonalną. Mam wrażenie, że mówi się o niej dość mało, przynajmniej w mojej działce, związanej z rozwojem dzieci. Stawiamy za bardzo na wszelkiego rodzaju wiedzę encyklopedyczną, poznawczą, bardzo chcemy, aby nasze dzieci uczestniczyły w dodatkowych zajęciach, żeby znały angielski i chiński, a jeżeli chodzi o emocje, to uważamy, że dzieci wybuchają, trudno zapanować nad ich emocjami, bo dzieci takie są. I cały pic polega na tym, by rozwijać w nich inteligencję emocjonalną. Dobra wiadomość jest taka, że o ile rodzimy się z pewnym ilorazem inteligencji, edukujemy się i możemy się rozwijać, ale nie mamy zbyt dużego wpływu na to, że nagle ten iloraz inteligencji stanie się większy, o tyle na rozwój inteligencji emocjonalnej mamy wpływ od samego początku i możemy ją ćwiczyć. Powinniśmy to robić właśnie po to, żeby emocje nami nie targały, żebyśmy nie dawali się im ponieść.

Jest taki stereotyp, że emocje należy temperować, a nie ćwiczyć. To narzędzie, które jest nam dane, w jakiś sposób trzeba wykorzystać.

Nie zgodziłabym się z tym, że emocje należy temperować. Wspomniałeś, że czasami sądzimy, że niektóre emocje są negatywne, niefajne, a niektóre w porządku, jak np. radość i miłość. Raczej poszłabym w kierunku tłumaczenia sobie i dzieciom, że każda emocja jest dobra. Emocja to emocja, nadawanie jej pozytywnego czy negatywnego wydźwięku jest związane z interpretacją danej sytuacji. Wierzę, że dla niektórych przeżycie smutku albo złości może kojarzyć się z czymś negatywnym, bo jest to po prostu niefajne uczucie i nie chcemy, aby z nami długo zostało. Zamiast wrzucać emocje do worka „dobre – niedobre”, „pozytywne – negatywne”, łatwiej będzie, jeśli skupimy się na tym, czym one są, i nauczymy, jak sobie z nimi radzić. Mówienie chłopcom: „Nie bądź beksą”, „Nie bądź emocjonalny”, jest bardzo krzywdzące. Jeśli chodzi o rozwój inteligencji emocjonalnej i ogólnie przeżywanie emocji, bardzo wiele zależy od kontekstu kulturowego i środowiska, w którym się wychowujemy. Bywają ludzie, którym powtarzano przez całe życie: „Nie płacz, chłopaki nie płaczą”, i oni okazywanie smutku będą uważali za coś negatywnego albo powód do wstydu. Czyli jest to kolejna emocja, która jest negatywna, powodująca, że się tylko nakręcamy i nakręcamy.

Kontekst kulturowy dotyczący emocji jest też bardzo ciekawy. W jednych kulturach okazywanie emocji i bycie emocjonalnym jest dobrze przyjmowane i mile widziane. Przykładowo: Włosi to nie naród, który będzie zamiatał emocje pod dywan i coś w sobie dusił. Włoskie rodziny wywalają z siebie to, co mają do powiedzenia. Nikt nie zastanawia się nad tym, czy w danym momencie emocja jest pozytywna, czy negatywna, bo mówią to, co im leży na sercu. Z kolei Japończycy to reprezentanci kultury, w której te emocje są bardziej stonowane. Okazywanie publicznie złości czy smutku nie jest dobrze widziane. Ten kontakt kulturowy też warto brać pod uwagę. Co nie znaczy, że trzeba z nim płynąć. Jeśli on ci przeszkadza, jeżeli się z czymś nie zgadzasz, to lepiej otwarcie mówić o emocjach i ćwiczyć wrażliwość emocjonalną.

To dobry moment, aby nazwać te emocje. Czy możesz je wymienić?

Emocji jest naprawdę bardzo, bardzo dużo. Nie ma takich badań, które powiedzą ci, że emocji jest tyle i tyle. Natomiast są cztery podstawowe: złość, smutek, strach i radość. Zostały opracowane przez Paula Ekmana. Dobrze o nich wiemy, natomiast współcześnie dorzucamy do nich jeszcze lęk i odrazę. W sumie mamy ich sześć. One nazywane są emocjami podstawowymi, dlatego że są rozpoznawane we wszystkich kulturach, na każdej szerokości geograficznej, bo mimika twarzy może powiedzieć komuś z odległego zakątka świata, co obecnie przeżywamy. 

Natomiast czytałam ostatnio książkę, w której antropolożka opisała 150 emocji. We wstępie bardzo przepraszała, że to nie są jeszcze wszystkie emocje, bo jest ich o wiele, wiele więcej. My porozmawiamy o tych podstawowych, natomiast weźmy pod uwagę, że są ich setki i o nich wszystkich nie da się porozmawiać. Natomiast fajnie by było znać te podstawowe, zwłaszcza w kontekście rozwijania inteligencji emocjonalnej, pracując z dziećmi. Wówczas wychodzimy od tych najbardziej podstawowych, czyli najbardziej zrozumiałych nawet dla dzieci, które jeszcze nie mówią. Emocje są rozpoznawane poprzez zachowanie, to, jak organizm zadziałał w konkretnej sytuacji, a nie gdy o tym tylko powiemy. Jeśli postawisz przed dwulatkiem człowieka, który się smuci, to on, mimo że nie potrafi tego wymówić, będzie wiedział i czuł, że dana osoba jest smutna. Jeśli jeden dwulatek płacze, a drugi na niego patrzy, to wiadomo, że tamten się smuci. Tak samo jest z radością. Od razu rozpoznajemy, kto jest radosny. Warto w ten sposób z dziećmi rozmawiać.

Dzieci przecież naśladują emocje innych.

Tak. Dzieje się tak dlatego, że informacje o tym, jak interpretować daną sytuację, to, jak radzić sobie z emocjami, dzieci – i dorośli również – zdobywają pod wpływem nowych doświadczeń. Im więcej doświadczeń, tym więcej możliwości wyboru sposobu zachowania. Żeby to plastycznie zobrazować, wróćmy do momentu, w którym widzimy tego psa pojawiającego się za zakrętem. W naszym organizmie w tym momencie powstaje jakaś reakcja. Od nas zależy, co zrobimy. Jeżeli jesteś małym dzieckiem, które widzi duże zwierzę, to raczej przestraszysz się i zaczniesz płakać albo uciekać. Natomiast będąc dorosłym pracującym w schronisku, gdzie jest dużo psów, masz do czynienia ze zwierzętami, rozumiesz, o co chodzi w tej sytuacji, masz więcej doświadczeń niż to dziecko, więc być może zareagujesz zupełnie inaczej. Jeśli jesteś np. cholerykiem, to możesz zrobić właścicielowi psa awanturę, że nie założył psu kagańca. Ludzie czasami reagują tak ze strachu. Jeśli moje dziecko pogryzł pies, to staję się w tym momencie przewrażliwiona. A czasami mogę ostro zareagować tylko dlatego, że mam temperament, który również ma wpływ na to, jak przeżywam emocje. Natomiast widać tu jak na dłoni, że nasze doświadczenia, czyli zbiór tego, co przeżyliśmy, co mamy w głowie i wszystkich informacji ogólnie o świecie, sprawia, że my w różny sposób emocje przerabiamy. 

Dzieci są bardzo emocjonalne. Gniew, radość wyrażają na sto procent. Ich układ nerwowy dopiero się rozwija i one nie mogą sobie usiąść i wytłumaczyć, dlaczego są rozdrażnione. Mają mniej doświadczeń, więc szybciej do głosu dochodzi pierwotna część umysłu, która sprawia, że działają impulsywnie. Można teraz stwierdzić, że to tylko dzieci, niech sobie tak działają. Jeżeli komuś to odpowiada, to w porządku. Natomiast w większości przypadków jest tak, że nam zależy na tym, aby dzieci nauczyły się rozumieć swoje emocje. Ja nie do końca lubię takie określenie, że dzieci powinny „panować nad swoimi emocjami”. To wyrażanie można częściej odnieść do dorosłych, którzy nie panują nad swoimi emocjami i nie zastanawiają się nad nimi, więc nie wymagajmy od dzieci, aby wiedziały, o co chodzi w tym trudnym temacie.

Wydaje mi się, że powinniśmy dopuszczać u dzieci do tych emocji i pozwolić, aby same je nazwały. Nie róbmy tego za nie. Mieszkam w takim miejscu, gdzie wiele osób spaceruje z psami. Jeśli biegnie do nas pies, to jeśli dziecko jest wychowane w takiej rodzinie, gdzie jest pies, od razu chce się z nim bawić. Natomiast mi, jako dorosłemu, do głowy przychodzą różne scenariusze: pies do nas biegnie, by się bawić albo by chapnąć mi to dziecko. Powoduje to mętlik w głowie i nasuwa myśl, dlaczego on jest bez smyczy i bez kagańca. Z jednej strony chcemy pobawić się z tym psem, a z drugiej – ochronić w razie czego to dziecko.

Rzadko zdarzają się takie sytuacji, w których nie targają nami emocje. To, co można doradzić dorosłym w sytuacji, gdy nie do końca wiedzą, co zrobić – a w dodatku wybuchu ani awantury nie było o tego psa i o jego kaganiec – to zatrzymać się, wziąć głęboki oddech i zastanowić, czy ta sytuacja mi zagraża. W danej sytuacji nie mamy takiej odpowiedzi, ale czasami ona się pojawia. Jeśli wydaje ci się, że dziecko, podbiegając do jakiegoś psa, może być zagrożone, to ja bym raczej zatrzymała dziecko. Nie powiedziałabym, że nie wolno, że to zagrożenie, okropne zwierzę. Pokazałabym, jak działać w takiej sytuacji. Dowiedz się, czy ten pies ci w ogóle zagraża. Zanim go dotkniesz, zapytaj właściciela. Nie rób mu od razu awantury, poproś go o informacje.

To, co jest ważne w interpretowaniu naszych emocji, to doświadczenia i informacje. Im więcej informacji o świecie, tym łatwiej nam nie dać się ponieść emocjom. Niektórzy na widok psa zaczną uciekać z dzieckiem. Niektórzy nakrzyczą na dziecko, na właściciela. Inni, nawet jak będą się bali, to nic powiedzą. To też jest związane z emocjami. Odwaga w podejmowaniu decyzji to jest właśnie rozwinięta inteligencja emocjonalna. Mnóstwo jest takich sytuacji, w których wydaje nam się, że coś nam zagraża, a tak naprawdę nie patrzymy na to obiektywnie.

Wyobraźmy sobie sytuację, w której jesteś w pracy. Jesz lunch, czytasz gazetę, masz te pół godziny dla siebie, próbujesz odpocząć i się zrelaksować. Wszystko jest OK do momentu, gdy widzisz, że wchodzi dwójka twoich znajomych i siada przy osobnym stoliku. Jeden na ciebie zerka i zaczynają się śmiać. Jest to sytuacja, w której przeżywasz jakąś emocję. Nie masz wpływu na to, że twój organizm tak zareagował, bo nie masz wpływu na to, że oni tam weszli i się zaśmiali. Coś się zaczyna dziać w twojej głowie. Co byś sobie pomyślał w takim momencie?

Opowiem historię z życia wziętą, bo właśnie miałem taką sytuację, tylko w troszkę innym kontekście. Byłem w pewnym pubie, zamówiłem jedzenie. Siadłem, zacząłem jeść. Zauważyłem, że ludzie na mnie zerkają i podśmiewają się. Nie wiedziałem dlaczego. To było na początku mojego pobytu w Anglii. Naprawdę miałem zgryz i nie wiedziałem, co zrobić. Okazało się, że nade mną był monitor, na którym szło coś śmiesznego. Ludzie patrzyli na ten monitor, a nie na mnie. Z mojej perspektywy wyglądało tak, jakby patrzyli na mnie.

W tym momencie zacząłeś interpretować i zastanawiać, czy coś było z tobą nie tak. Gdybyś był kobietą, to w 60% przypadków zastanawiałbyś się, czy przytyłeś, czy masz za ciasną bluzkę lub nieuczesane włosy. Równie dobrze mógłbyś sobie pomyśleć, że ludzie, którzy tam siedzieli, opowiedzieli sobie jakiś żart, który kompletnie ciebie nie dotyczy. Tylko żeby w ten sposób sobie pomyśleć, trzeba dopuścić do głosu część umysłu, która lubi się zastanawiać, tę część racjonalną, która w szybkości reakcji kompletnie nie ma szans z umysłem pierwotnym. I jeżeli nie ćwiczymy tego, to przeżywamy takie sytuacje, zawstydzeni myślimy o sobie źle. A to, jak reagujemy i interpretujemy to, że ktoś siedzi obok i się śmieje, zerkając w naszą stronę, zależy też od tego, czy mamy zabezpieczone podstawowe potrzeby, jak jedzenie, sen, odpoczynek. Bo wiadomo, że o wiele łatwiej nas zdenerwować, gdy jesteśmy głodni. Gdy jesteśmy niewyspani, mamy mniej cierpliwości. Gorzej nam idzie budowanie relacji z innymi ludźmi, kiedy o siebie nie zadbaliśmy.

Jeśli dziecko ma niskie poczucie własnej wartości, to częściej będzie miało problemy z emocjami, bo oprócz tego niskiego poczucia własnej wartości ma mniej doświadczeń, o których mówiliśmy. Więc ma mniej możliwości do tego, aby dopuścić do głosu tę racjonalną część umysłu. I dlatego mamy dzieci, które są wybuchowe i nie radzą sobie kompletnie z emocjami. Nie do końca można powiedzieć, że dziecko samo się ich nauczy. Nie jestem za tym, aby zostawiać dzieci z tym same i że one do tego dorosną. Jestem za tym, aby edukować emocjonalnie również dzieci. Bo to może być fajna zabawa.

Ciągle mówimy o inteligencji emocjonalnej, ale czym ona tak naprawdę jest? Ma ona kilka elementów składowych w kontekście tego, jak rozmawiać z dziećmi o emocjach. Jedną z podstawowych rzeczy jest samoświadomość, czyli rozumiesz, co się z tobą dzieje. Samoświadomość jest informacją o tym, czym jest dana emocja. Rodzice mogą wesprzeć dzieci, nazywając ich emocje. Wcześniej wspomniałeś, że nie powinnyśmy mówić za dzieci, co przeżywają. To prawda. To jest bardzo ważny element inteligencji emocjonalnej. Gdy nasze dziecko boi się wizyty u dentysty, to raczej nie powinnyśmy mówić: „Nie ma się czego bać”, „Bądź dzielny, odważny”, bo dziecko tak nie czuje. Nie lubimy, gdy nasze dzieci płaczą, chcielibyśmy zabrać tę emocję od nich, i to jest zrozumiałe. Ale właśnie cały myk polega na tym, aby pomóc dziecku przeżyć tę emocję, aby zrozumiało, że to, co się z nim działo, to było doświadczenie. I aby dowiedziało się, jak może sobie pomóc, czyli rozwijać w nim samoświadomość.

Gdy dziecko się czegoś boi, np. zastrzyku lub dentysty, przeżyje tę wizytę, czyli bało się, były te emocje i reakcje, przerabianie i uczenie się, wychodzi od tego dentysty, i okazuje się, że to nie było takie straszne. Dziecko płakało na samym początku, ale przez kolejne pół godziny – już nie. I wtedy mówimy mu: „Ale byłeś dzielny”, „Super, jesteś bohaterem, byłeś wspaniały”. A to dziecko wcale nie musi się tak czuć. Bo ten mały człowiek wszedł do tego dentysty i nadal się bał. Siedział tam zestresowany, nie płakał. Ale niekoniecznie mógł czuć dzielność. Niekoniecznie musi czuć tę emocję, którą mu wmawiamy. Nieraz mówimy: „Nie płacz, bo nie ma po co, inni mają gorzej”, „Zepsuł ci się samochodzik, a inne dzieci to nie mają co jeść” – to takie obarczanie dziecka dodatkowo poczuciem winy. Gdy chcemy wspierać emocjonalnie dzieci, musimy zwracać uwagę na to, co mówimy później. To, co możemy zrobić dla malucha, który wyszedł od dentysty, to po prostu zapytać: „Jak się czułeś? Co przeżywałeś? Jak się teraz czujesz?”. Dajmy dzieciom możliwość, aby nam to powiedziały, zamiast wmawiać im, że są superdzielne, bo one wcale nie muszą się tak czuć. Dziecko może powiedzieć: „Na początku byłem bardzo zdenerwowany, strasznie się bałem, nie podobało mi się jakieś narzędzie, które trzymał dentysta”. Poprzez to dziecko może jeszcze raz przerobić tę sytuację i samo o niej opowiedzieć. Po pierwsze, nazywa te emocje. Po drugie, mówi o sobie, czyli świadomie ocenia sytuację, w której się znalazło. Po trzecie, potrafi samoświadomie opowiedzieć o tym, jak sobie dało radę. Faktycznie, maluch nie zaprzeczy, gdy mu powiesz, że był dzielny, bo kto by nie chciał być dzielny u dentysty. Gdy rodzic lub osoba, której ufają i z którą dobrze się czują, powie im coś, one przyjmują to do wiadomości. I nieraz robimy tym krzywdę, gdyż powtarzając, że jesteś dzielny, mądry, sprytny, dajemy im sygnał, że chcemy, aby taki był, czyli nie dopuszczamy emocji do głosu. Samoświadomość jest więc jak najbardziej potrzebna.

Czy radziłabyś nie nazywać tej emocji i pytać dziecko przed dentystą, jak się czuje?

Pytać i nazywać. Małe dzieci często nie mają narzędzi słownikowych, żeby nazywać różne emocje. Gdy dziecko się wścieka, złości, coś nim targa, to bardzo pomocne jest, gdy rodzic powie: „Widzę, że się złościsz. Czy dobrze widzę?”. Nazywasz tę emocję, ale jej nie wmawiasz. Pytasz się, by się dowiedzieć. W tym momencie dajesz informację, jak nazywa się ta emocja, nazywasz to, co być może dzieje się z tą osobą. Jest duże prawdopodobieństwo, że trafiłeś, bo jednak jesteś dorosły, a tu dwulatek się złości. Więc gdy pomożesz mu dowiedzieć się, jak nazywa się ta emocja, i dopytasz, czy o to chodzi, to być może w przypadku tak małego dziecka usłyszysz: „Nie, nie złoszczę się”. Jeśli tak ci odpowie, to być może w jego głowie zostaje informacja o tym, że jak tupie nogami i krzyczy, chce uszczypnąć mamę, to jest to złość. Z takimi maluchami, które jeszcze nie mówią, jest trochę inaczej. 

Ważnym elementem ćwiczenia inteligencji emocjonalnej jest informowanie dziecka, że emocja to tylko emocja. Tak się na tym skupiamy, że nie umiemy sobie wytłumaczyć, że to jest tylko chwilowy stan. Taka informacja dla dziecka może być odkryciem i pomocnym narzędziem. Gdy widzimy, że dziecko się złości, boi się albo wpada w histerię, to nieraz możemy powiedzieć: „Hej, to tylko emocja, niejeden przeżywał taki lęk i jakoś dał sobie radę”. Natomiast informowanie o tym, by nie zapętlać się w tej emocji, pokazywanie dziecku, jak można przeżyć i z niej wyjść, to jest dobry sposób. Dzieciom do trzeciego roku życia, dla których przeszłość i przyszłość nie do końca istnieją – istnieje dla nich tylko to, co tu i teraz, bo one nie mają bardziej globalnego postrzegania czasu – wydaje się, że gdy ty im zabraniasz oglądać bajkę w tym momencie, to one już nigdy nie będą mogły obejrzeć bajki. Jeśli zginęła im zabawka i nie ma jej w tym momencie, to już koniec świata, bo ona się już nigdy nie znajdzie. I taka informacja, że to jest chwila, jest bardzo ważna.

Co jeszcze można dodać? „Z jakiego powodu jest Ci teraz smutno?” – gdy zapętlimy się w tym naszym smutku, gniewie. Taka informacja, mówiąca nam: „Jestem smutny, zły z powodu takiego i takiego”, jest ważna. Opisywanie tej emocji, niewerbalne pokazywanie i jej odczytywanie: „Jest ci smutno, łzy ci lecą”, „Masz buzię w podkówkę”, to bardzo istotne rzeczy. „Jest ci smutno, bo zginął ci miś”, „Chcesz popłakać? Popłacz z tego powodu. Mnie też kiedyś miś zginął, też mi było bardzo smutno. A wiesz, co wtedy zrobiłam? Poszukałam go”.

Dodałbym do tego jeszcze nazywanie własnej emocji przy dziecku, np.: „Nie podejdziemy do tego psa, bo troszkę się boimy, trzeba sprawdzić, czy on jest dobry”, „Tata się teraz wkurzył, bo coś tam mi zginęło, ale już to znalazłem”. To lepsze niż mówienie, że coś się stało i tak już zostanie, np. pies jest zły zawsze, bo wówczas wepchniemy dziecko w taką płaską interpretację.

Bardzo łatwo zakładamy, że jakieś stany emocjonalne lub jakaś sytuacja jest na zawsze. Powiedziałeś, że „boimy się psa, więc nie podchodź do niego”. Nie, lepiej powiedzieć: „Nie my się boimy psa, tylko tata boi się o ciebie, dziecko”. O wiele lepszym wsparciem będzie moment, w którym mówisz tylko o sobie albo tylko o dziecku, czyli gdy użyjesz takiego wyrażenia, że „my się boimy”, to dziecko może przypisać to innej emocji, którą czuje w tym momencie. Jeżeli powiesz o swojej emocji, to jest duża szansa, że ty sobie z tą emocją jakoś poradzisz i pokażesz dziecku, jak z nią sobie poradzić. My czasami przerzucamy nasze własne emocje na dzieci.

Gdy prowadziłam warsztaty z rodzicami, było tam dużo mam, więc świetna okazja, by takiego przykładu używać. Najczęściej my przerzucamy te emocje na dzieci. W momencie gdy np. mamy widzą pająka idącego po podłodze, to biorą kapeć i go zabijają, krzyczą, wołają o pomoc. To wszystko obserwują nasze dzieci. Wyobraź sobie, że jesteś dzieckiem, widzisz mamę, która pisze artykuł na bloga. Nagle dostrzega pająka, który siedzi na ścianie. Ten pająk ani nie jest duży, ani nie ma kłów, ani nawet się nie rusza, tylko sobie siedzi. Jeśli mama zaczyna panikować, to znaczy, że trzeba się go bać i tak należy reagować. Czy to odraza, czy lęk, panika? Aby wesprzeć emocjonalnie nasze dzieci, należy trochę pomyśleć. Bo my, dorośli, mamy więcej doświadczeń. I wracamy do podstawowego pytania: czy to jest dla mnie zagrożenie? Warto sobie zadawać je w głowie, by dopuścić do głosu racjonalną część umysłu. Zdaję sobie sprawę z tego, że to trudne, gdy ten pająk tak sobie siedzi. Nie jestem fanką pająków, natomiast będąc osobą dorosłą, odpowiadam sobie na pytanie, czy to jest zagrożenie. Czyli należy przeanalizować tę sytuację. Bo to nie jest zagrożenie mojego życia. Jestem w stanie wyobrazić sobie, czy on się na mnie rzuci, czy nie, czy jestem w stanie zapanować nad sobą tylko po to, żeby moje dziecko widziało, że ja to potrafię i że można w tym momencie nie panikować, bo nasze dzieci przejmują trochę nasze emocje i sposób reagowania.

Tu wracamy do samoświadomości jako pierwszego narzędzia, jakie wymieniłaś. Jako dorośli jesteśmy niejako zobligowani do tego, żeby być samoświadomi, żeby świadomie na to zwracać uwagę.

Dokładnie tak jest. I my możemy uczyć tego nasze dzieci na różne sposoby. Samoświadomość to również umiejętność nazywania emocji. Oprócz tego, że są podstawowe emocje, od których warto by było wyjść, jest też tak, że my te emocje nazywamy, mówimy o nich, ale gdy rozmawiamy o emocjach z dziećmi, to ja bym poszła w kierunku zobrazowania im, jak może wyglądać dana emocja. Ale jak ona może wyglądać? Jak może wyglądać wg ciebie np. złość?

Tupanie nogami, szczerzenie zębów.

To są objawy. To, co może pomóc dzieciom nazywać emocje i poukładać to wszystko w głowie, to zmiana abstrakcyjnego pojęcia na coś bardziej materialnego, wizualnego. Gdy chcesz wyjaśnić dziecku, czym jest piłka, to najłatwiej będzie ci wziąć do ręki piłkę, pokazać, opowiedzieć o jej cechach: że jest okrągła, o różnych wielkościach, kolorach. Dziecku w ten sposób o wiele łatwiej w wyobrazić sobie piłkę. Więc to, co możemy zrobić, to bawić się w plastyczne przedstawianie emocji. Nie ma tu jednej reguły. Wszystko zależy od tego, ile lat mają dzieci i jak wy plastycznie lubicie się bawić. Mogą to być narysowane kropki, którym przyporządkujemy kolory. Przyporządkowanie kolorów emocjom w przypadku rozmawiania z dziećmi na ten temat to bardzo fajny motyw i świetnie się sprawdza – nam się to tak kojarzy. Czerwony oznacza złość i gniew, a niebieski to smutek – przypominam, że to są ramy kulturowe i niekoniecznie musi tak być. Ale jeśli faktycznie chcesz z dziećmi o tym porozmawiać, to przygotujcie takie rekwizyty. Świetnie mogą sprawdzić się różne kolory piłek. Możecie tym piłkom dorysować dodatkowe atrybuty związane z daną emocją, czyli jeśli piłka ma symbolizować miłość, to serduszka, a jak smutek – to niebieska piłka i narysować buzie w podkówkę i łezki. Zakotwiczając te abstrakcyjne pojęcia, można te piłki wykorzystywać w sytuacjach, w których emocje się pojawiają. Gdy jest ci smutno, to być może twojemu dziecku pomoże – jak tej smutnej piłce – opowiedzenie o tym, dlaczego jest ci smutno. Gdy weźmie zagniewaną, czerwoną piłkę, to niech kopnie, rąbnie, rzuci, usiądzie na niej i jeszcze na nią nakrzyczy. Nam, dorosłym, może to wydawać się mało znaczące, ale dla dzieci to są narzędzia pozwalające kompletnie abstrakcyjne pojęcie wprowadzić do ich rzeczywistości. To naprawdę jest przydatne. To nie muszą być piłki, mogą być rysunki. To wszystko zależy od dziecka i od tego, na ile rozmawiacie o tych emocjach na co dzień.

Nie jestem zwolenniczką tego, by wyrzucać z siebie emocje. Lepiej narysować swoją złość. W pewnych momentach to się naprawdę może sprawdzić. Dziecko krzyczy, wkurza się, jest zdenerwowane, bo pokłóciło się z bratem albo z siostrą, bo dowiedziało się, że to koniec oglądania bajek. I ty podchodzisz, dajesz karteczkę oraz długopis i mówisz: „Narysuj mi tę emocję”. Nie dziwię się, że dzieci nie lubią tego robić. Bo nie o to chodzi. To rysowanie emocji zostało nie do końca dobrze zrozumiane. Natomiast gdy w spokojnym momencie narysujecie sobie te wszystkie emocje, to one mogą stać się znakomitym narzędziem do tego, by uczyć się, jak rozwijać inteligencję emocjonalną. Pomysłów na zabawy jest dużo.

Mówienie dorosłym ludziom: „Widzę, że jesteś wkurzona”, to dolewanie oliwy do ognia. U dzieci jest to bardziej widoczne.

Dzieciom warto pomóc z nazywaniem emocji, przy dorosłych to niekoniecznie musi się sprawdzać. Można powiedzieć: „Rozumiem, że jesteś wkurzona, że zabroniłam ci oglądać bajkę. Przyjmuję tę złość do wiadomości. Nie każę ci od razu przestawać, tego nie oczekuję”. Teraz pytanie: co ci może pomóc przejść przez tę emocję? Usiądźmy, pogadajmy, ustalmy. Wiadomo, dzieci niekoniecznie tak zrobią. Gdy kłócę się z Markiem i on mi mówi: „Widzę, że się złościsz”, to przecież wiem, że się złoszczę. Niczego tym nie naprawi. Dla mnie bardzo ważnym pytaniem jest: „Jak ci mogę pomóc?”, „Co ci może pomóc?”. To jest kolejna furtka do tego, że idziemy dalej w tym przerabianiu emocji. Przekierowujesz tym pytaniem na to, co może pomóc tej drugiej osobie.

Daj się ponieść wyobraźni, co może pomóc, zwłaszcza dzieciom. Gdy rozmawiamy z dziećmi, one mówią: „Lot w kosmos mógłby mi pomóc w tym momencie”, „Nie mogę jeść słodyczy po kolacji, to pomogłyby mi chipsy”. Nie chodzi o to, by zgadzać się na wszystko, tylko o to, żeby dać umysłowi powód do tego, żeby się trochę uspokoił. Bo niezmiernie ważne jest to, jak uczymy siebie i dzieci uspokoić te emocje. O ile w przypadku dzieci to jest o wiele trudniejsze, o tyle w przypadku dorosłych warto nad tym pracować, ponieważ dzieci nas obserwują. W ogóle nie powinny widzieć, że rodzice się kłócą. Jeśli jestem wzburzona i nawet nie próbuję zakończyć kłótni, to dzieci też nie będą tego robiły. Jeśli nie weźmiemy za to odpowiedzialności, to nie oczekujmy tego nich. Często jest tak, że jesteśmy zmęczeni, zestresowani, mamy prawo się wkurzyć, a dzieci niekoniecznie, bo gdy odbieram ze szkoły, jestem stęskniona, to super by było, aby były w cudownym nastroju.

Na zakończenie spróbujmy podsumować i powiedzieć, co będzie w kolejnych naszych spotkaniach. A więc ile mamy emocji? 150?

Oprócz tego, że ogólnie porozmawiamy o emocjach będziemy również przerabiać poszczególne emocje. To, że mamy tych kilka podstawowych, to jedna sprawa, natomiast uważam, że świetnie będzie rozłożyć na czynniki pierwsze złość i lęk, gdyż one mają dużo odcieni. Ogromną składową budowania inteligencji emocjonalnej jest umiejętność zauważania tych odcieni emocji, bo np. radość może być satysfakcją – to też jest element radości i jakaś emocja. Duma, błogość jest radością, gdy siedzisz sobie na plaży z drinkiem i nic cię nie interesuje, bo jesteś na wakacjach. Nie można powiedzieć, że nie jest to radość. Ale jest to inna radość niż np. ulga, która jest powiązana z radością w momencie, gdy dowiadujesz się, że twoje dziecko nie jest chore. O tym więc porozmawiamy. Rozłożymy na czynniki pierwsze te główne emocje. Niektóre z nich połączymy, niektóre rozszerzymy. O gniewie i agresji warto porozmawiać nieco dłużej.

Gdyby rodzic, który nas słucha, chciał wynieść jedną radę na temat rozwoju emocjonalnego, to co mógłby zrobić?

Zanim zaczniesz rozmawiać o emocjach, zaspokój głód. Nie rozmawiaj o emocjach, gdy dziecko jest głodne, niewyspane, zestresowane. I zwracaj uwagę na rozwijanie inteligencji emocjonalnej, przez co rozumiem właśnie samoświadomość, informowanie dzieci o tym, jakie mamy emocje. To nie musi być 150 emocji. Jeśli mówimy o małych dzieciach, to wystarczą te podstawowe cztery lub sześć. Niezwykle istotne jest nazywanie ich, pomaganie w budowaniu słownika emocji, aby dziecko wiedziało, jak nazywać swój konkretny stan fizyczny. Oprócz tego budowanie relacji z innymi na podstawie tego, że ja znam swoje emocje. Bo jeżeli wiesz, co się z tobą dzieje, to jest duża szansa na to, że będziesz też rozumiał drugiego człowieka.

To, co jeszcze poradziłabym rodzicom, to to, żeby bawić się emocjami. Po pierwsze, to tylko emocje. Po drugie, sprowadź je z takiego abstrakcyjnego poziomu do takiego, który jest zrozumiały dla dziecka. Po trzecie, pamiętaj, że dziecko patrzy na ciebie i od ciebie uczy się, czym są emocje i jak reaguje się na poszczególne sytuacje. I po czwarte, tak naprawdę emocje czytamy na poziomie niewerbalnym. Możemy wymienić tych 150 emocji, ale prawda jest taka, że to, co widzimy, to do nas dociera. Ważniejsze od tego, czy coś nazwiemy taką czy inną emocją, jest to, jak reagujemy. Interpretowanie konkretnych sytuacji to klucz do zrozumienia emocji i poradzenia sobie z nimi w przyszłości.

Ja w swoim podcaście staram się odpowiadać na pytanie, jak bycie tatą pomaga mi w byciu liderem w pracy, jak bycie liderem w pracy pomaga mi w byciu tatą. Samoświadomość to narzędzie numer jeden do tego, by być liderem. Bo bez tego nie da się świadomie pomagać ludziom rozwijać się i być liderem. Dziękuję ci bardzo za twój czas, a Wam za to, że słuchaliście. I do zobaczenia w następnym odcinku!

Do zobaczenia!

Przewodnik po emocjach – linki 🌐

4 komentarze do “Po co są emocje, jak sobie z nimi poradzić i jak pomóc dzieciom w rozwoju emocjonalnym”

  1. Pingback: Uczuciometr inspektora Krokodyla – rozdanie

  2. Pingback: Zabawki rozwijające inteligencję emocjonalną i empatię

  3. Pingback: Wybucha, pyskuje? Spokojnie, to tylko sześciolatek | Anna Jankowska

  4. Pingback: Co cię martwi? | Tylko dla Mam | Anna Jankowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *