Przejdź do treści
Strona główna » Blog » Dlaczego nie lubimy się złościć

Dlaczego nie lubimy się złościć

Przewodnik po emocjach | Dlaczego nie lubimy się złościć

Wyobraź sobie  sytuację. Wracasz do domu po pracy. Twoje dzieci już na ciebie czekają. Szybko się ogarniasz i zaczynacie się bawić. Jest pełnia szczęścia. Zabawa jest przednia. Humory dopisują. Po chwili do pokoju wchodzi mama i oznajmia, że oto gotowa jest kolacja, po której pójdziemy się myć i spać . W tym momencie nastroje zmieniają się o sto osiemdziesiąt stopni. Jest płacz, jest bunt, jest prawie zbiorowa histeria. Co się stało? Co poszło nie tak? Skąd ta nagła złość? W kolejnym odcinku serii „Przewodnik po emocjach” dekonstruujemy emocję jaką jest złość. Moim gościem, po raz kolejny, jest Anna Jankowska, autorka bloga i podcastu „Tylko dla mam”.

Pobierz plik w formacie MP3 | Zasubskrybuj i słuchaj w iTunes  | Android | Stitcher | RSS

Przewodnik po emocjach: złość – notatki 📝

  • Dlaczego nie lubimy emocji złości?
  • Jak rozpoznać emocję złości?
  • Dlaczego tak często zamiatamy złość pod emocjonalny dywan?
  • Dlaczego nie powinniśmy kategoryzować emocji na pozytywne i negatywne?
  • Dlaczego narysowanie złości może pomóc w jej przeżywaniu?
  • Czy wiesz, że jeśli dziecko złości się w Twojej obecności to prawi Ci komplement?

Cały odcinek jest pełen praktycznych wskazówek, historii ilustrujących ten trudny temat, ale z drugiej strony także humoru i lekkiego podejścia do tematu. W kolejnych odcinkach będziemy dekonstruować kolejne emocje i pokazywać jak radzić sobie z nimi zarówno u nas dorosłych, ale przede wszystkim jak pomagać dzieciom, szczególnie w przypadku tych trudnych emocji. Zapraszam serdecznie.


1200x630-WP

Transkrypt rozmowy 📃

Witam serdecznie w podcaście „Tato na Wyspach Magis” i w kolejnym odcinku o emocjach. Spotykam się znowu z Anną Jankowską, pedagogiem pracującym na co dzień z dziećmi oraz z dorosłymi. Dzisiaj porozmawiamy o złości, która wydaje się jedną z najbardziej rozpoznawalnych emocji, chociaż nie wiem, czy nie najtrudniejszą spośród nich.

Ja także uważam, że złość jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych emocji. I to takich, na które zwracamy uwagę, gdyż trudno ją przeżyć, a nawet ciężko przypatrywać się jej z boku. Nie lubimy się złościć i nie lubimy, gdy nasze dzieci się złoszczą. Dlatego bardzo często mawiamy, że złość to negatywna emocja. Od razu chcę podkreślić, że nie ma negatywnych i pozytywnych emocji, bo przecież wszystkie są nam potrzebne. Jasne, że niektóre przeżywa się w przyjemny sposób, a niektóre w fatalny, ale one wszystkie są nam do czegoś potrzebne. Jeśli wytłumaczymy sobie, że nawet te trudne są nam do czegoś potrzebne, to od razu trochę łatwiej je przeżywać i nauczyć się je kontrolować. Bo nasza dyskusja przy omawianiu wszystkich emocji sprowadzać się będzie do samokontroli, samoświadomości – zrozumienia tego, co dzieje się ze mną, z moim organizmem. Warto zacząć właśnie od złości, bo jest najbardziej rozpoznawalną emocją.

W poprzednim odcinku rozmawialiśmy o tym, czym są emocje, jak się z nimi uporać, dlaczego są ważne i dlaczego nie ma pozytywnych i negatywnych emocji. Wydaje mi się natomiast, że złość jest jedną z tych najczęściej zamiatanych pod dywan. Nie pozwalamy jej wybrzmieć zarówno u nas – dorosłych – jak i u dzieci. Ma pewną negatywną konotację.

Ma ona negatywną konotację, bo nie jest miła do przeżywania. Lubimy, kiedy nasze dzieci się uśmiechają i są zadowolone. W momencie gdy dzieje się coś, co sprawia, że są zdenerwowane – a za tymi emocjami idą pewne konkretne zachowania: dzieci uderzają kogoś, krzyczą, płaczą, histeryzują – nie lubimy, kiedy to przeżywają. Co więc robimy? Próbujemy pozbyć się tej emocji, zamieść ją, aby nie była widoczna. Złość jest jedną z tych emocji, która jest najczęściej społecznie oceniana. Staramy się ją ukrywać właśnie dlatego, że boimy się, jak inni to odbiorą, np. ktoś pomyśli, że jesteśmy zbyt emocjonalni, jesteśmy złośnikami i nie potrafimy racjonalnie ocenić sytuacji. Gdy widzimy, że dzieci się złoszczą, próbujemy odciągnąć te emocję od nich. Przekierowujemy uwagę małego dziecka na coś innego, zamiast dać mu się pozłościć, czyli nauczyć go przeżywać tę emocję w bezpieczny sposób. Pod warunkiem że w pobliżu są rodzice i tak naprawdę nie dzieje się nic złego, to jest bezpieczne. Jednak zamiast pozwolić dziecku sprawdzić, jak jego organizm zareaguje, co stanie się w jego głowie, z jego rękami, my próbujemy odwrócić jego uwagę, wymyślając inne rzeczy.

Najbardziej stresuje nas złość tych najmniejszych dzieci – rocznych, dwuletnich, trzyletnich. Słynny bunt dwulatka nazywany jest „uwagą mimowolną”. Dziecko bardzo łatwo zwraca uwagę na rzeczy, które w danym momencie przykuwają jego wzrok i słuch. Gdy taki maluch się zdenerwuje, bardzo często słyszy: „Nie ma się co denerwować. Zobacz, jaki ładny samochód”, „O, motylek przeleciał”. Chcąc, aby dziecko przestało się denerwować, odwracamy jego uwagę. Postępując w ten sposób, wyrządzamy dziecku nieco krzywdy, bo nie pozwalamy mu przeżywać złości. Natura nie przychodzi nam wtedy z pomocą, gdyż dorosłym łatwiej przekierować uwagę dziecka, a trudniej nam się z nim dogadać, bo ono często nie potrafi zakomunikować, co mu się nie podoba. Te dwa czynniki sprawiają, że jak się złości, to nie próbujemy się z dzieckiem dogadać, tylko odwracamy jego uwagę.

Gdy zastanowimy się chwilę nad tym, czym jest złość, skąd się bierze, okaże się, że da się ją polubić. Wcale nie uznawałabym jej za coś negatywnego, bo składają się na nią trzy czynniki. Po pierwsze jakaś myśl, coś, co powstaje w naszej głowie i mówi: „Znajduję się w sytuacji, która mi się nie podoba. Coś nie idzie po mojej myśli i chciałbym to zmienić” – jest to dążenie do zmiany. Drugim czynnikiem są zmiany w ciele. Gdybyśmy chcieli złość narysować, wyglądałaby tak: podniesione ciśnienie, spięte mięśnie, krew napływająca do dłoni. W złości nasze dłonie gotowe są działania. Ta reakcja w pierwotnym znaczeniu była po to, by uratować się w trudnej sytuacji. Gdy mamy jakąś myśl i znajdujemy się w sytuacji, w której nie chcemy być, organizm właśnie w taki sposób reaguje. I zaczyna atakować. Atak jest trzecią składową emocji. Brzmi to groźnie, ale nie musi oznaczać, że rzucamy się na kogoś z pięściami. Atak może zostać rozegrany na różne sposoby, ale wiedząc, co dzieje się z ciałem, głową i dłońmi, mamy szansę rozegrać go nieco łagodniej. Gdy odwracamy uwagę dziecka za każdym razem, gdy się złości, nie dajemy mu szansy na to, by nauczyło się, czym jest złość, więc ono myśli, że to jest coś złego. Bo jeśli za każdym razem, gdy się złoszczę, rodzice powtarzają mi: „Przestań”, „Nie wolno”, a nie mówią mi, co to jest, skąd się bierze i co dzieje się z moim ciałem, co mogę z tym zrobić, to nie będę wiedział, co mam z tym zrobić.

Spróbujmy wytłumaczyć to na przykładzie. Załóżmy, że tata wraca do domu po pracy, dzieci bawią się same. Widząc go, biegną do niego, oblegają go i bawią się razem z nim. Jest super, jest niesamowita radość. Nagle wchodzi mama i mówi, że zrobiła pyszną kolację. Dziecko zaczyna złościć się i płakać. Co zrobić w takiej sytuacji? Uważam, że reakcje mogą być dwie. Jedna z poziomu rodzica, czyli taka, która każe im skupiać się na sobie, bo kolacja, pora spania. A druga z poziomu dziecka – jest mu dobrze, bawi się, ktoś odciąga go od tej zabawy. Jak zareagować w takiej sytuacji? Jak przebić się przez skorupę złości, krzyku, a czasami szarpania się z rodzeństwem? Spróbujmy rozłożyć to na czynniki pierwsze.

To dość powszechny przykład. Wielu rodziców pracuje, a po pracy próbuje nawiązać relacje z dzieckiem poprzez zabawę. To, co jest dla nas normalne, czyli to, że o konkretnej porze jemy kolację i kładziemy się spać, żeby normalnie funkcjonować, dla dzieci niekoniecznie takie musi być. Nawet jeśli starsze dzieci to wiedzą, nie dziwię, że nie chcą się na to godzić. Gdy podejdziemy do złości jak do pewnego rodzaju komunikatu, to już nam, jako dorosłym, będzie trochę łatwiej pomóc dziecku przebrnąć przez tę trudną sytuację. W sytuacji, którą opisałeś, do dziecka dociera taka myśl: „Ej, przecież ja się tak świetnie bawię, a tu mama przerywa, więc ja się na to nie zgadzam”. My, rodzice, powinniśmy dać dzieciom narzędzia do tego, żeby potrafiły tę złość zrozumieć i w jakiś sposób pokazać. To bardzo istotne.

Jak to zrobić? Po pierwsze, nie przekierowywać ich uwagi na coś innego, po drugie – pozwolić złości wybrzmieć. Kiedy dziecko znajduje się w bezpiecznych warunkach w domu, najczęściej tak mocno się złościdlatego, że czuje się bezpiecznie. Wiem, że to brzmi paradoksalnie, ale podejrzewam, że gdyby znalazło się w innej sytuacji, np. w przedszkolu, i usłyszało, że jest pora obiadu, podeszłoby do tej sytuacji powściągliwie. A ponieważ dziecko wie, że to w porządku, że się złości i rodzice mu na to pozwalają, ono to robi. Wie, że musi poćwiczyć, więc dobrze, by mogło to robić częściej. Nie powinniśmy więc odwracać uwagi dziecka, mówiąc, że nie powinno się złościć, albo kierując do dziewczynek absurdalne słowa: „Złość piękności szkodzi”. Z badań wynika, że prawo do złoszczenia się jest częściej odbierane dziewczynkom. Gdy robią to chłopcy, a co za tym idzie – są agresywni, im się to wybacza. Jeśli brat zaatakuje rodzeństwo, przymykamy na to oko, bo chłopak może, bo jest bardziej agresywny. Ale gdy dziewczynki się tak zachowują, to jest podwójny kłopot. A to nieprawda! Dziecko to dziecko. Ono przeżywa złość. I to, jak dorośli do tego podejdą – czy pozwolą dziewczynce na więcej bądź mniej, chłopcu na więcej bądź mniej – ma duże znaczenie.

Jeśli chcemy pomóc dziecku w tej trudnej sytuacji, to polecałabym ćwiczyć różne wersje przeżywania złości. Każdy człowiek radzi sobie z nią trochę inaczej. Dzieciństwo to jest ten moment, w którym warto to poćwiczyć. I tu jest niezmiernie istotne wsparcie ze strony dorosłych. Jeżeli dziecko uzna, że nie wolno mu przeżywać złości, bo to negatywna emocja, niekoniecznie będzie chciało to ćwiczyć. Dajmy mu zachętę. Nie wmawiajmy dziecku tego, co przeżywa, np. „Widzę, że się wkurzyłeś, że mama zawołała na kolację”. Dopytajmy, czy to złość. Zapytajmy, co się z nim w danym momencie dzieje, np. „Czy chciałbyś się dłużej bawić?” – bez względu na to, że wiemy, jaka jest odpowiedź, i dziecko też to wie. Mówienie o tym jest formą ćwiczenia radzenia sobie z różnymi emocjami. Gdy więc zapytamy: „Czy ty się złościsz?”, dziecko odpowie: „Jasne, że tak! Bo świetnie się bawię, rzadko cię widzę”. To jest ten moment, gdy uczymy go tego, że o emocjach można porozmawiać.

Chciałam podkreślić też to, że dzieci przeżywają emocje w sposób fizyczny, wręcz namacalny i dotykowy. W przypadku emocji dla dzieci ważny jest kontakt cielesny, czy to miłość, smutek czy właśnie złość. Dlatego dzieci bardzo często szturchną, uszczypną brata albo siostrę, bo muszą zrobić coś fizycznie. Są takie porady, by polecić dziecku narysowanie złości. To najczęściej nie działa. Jeśli ktoś ma zdolności plastyczne, może mu się będzie dobrze pracowało w ten sposób, ale w momencie gdy jest się najbardziej wkurzonym – to raczej nie. Wtedy dziecko chce się wykrzyczeć. Krzyk to fizyczny element okazywania emocji. Jeżeli więc są ku temu warunki, ja bym na to pozwoliła.

Gdy już wiadomo, jaka to jest emocja i zostanie ona nazwana, czyli wiadomo, że dziecko jest wkurzone, zdenerwowane, zapytajmy: „Ja to widzę. Co by ci mogło pomóc?”. Podeszłabym do tego na takiej zasadzie, że to tylko emocja. Dystans może nas uratować w różnych sytuacjach. W przypadku radzenia sobie ze złością naszego dziecka – jak najbardziej też. Zamiast skupiać się na tym, że dziecko przeżywa, że popełniliśmy jakiś błąd rodzicielski, lepiej skupić uwagę dziecka na tym, co zrobić z tą emocją, jak można ją przeżyć. U dzieci w różny sposób trzeba tego szukać. Ludzie są różni. Dla jednych będzie to kopnięcie w poduszkę albo w kanapę, dla innych – krzyk, a jeszcze innym pomoże wzięcie za rękę bądź tzw. spokojny kącik. To jest takie miejsce, w którym cała rodzina się wycisza. To może być ulubiony fotel. Nie chodzi o zamykanie dziecka w pokoju albo powiedzenie: „Idź do pokoju i to przemyśl”, bo to może dać przeciwny skutek do zamierzonego i tylko zwiększy złość. Jeżeli wiemy, że jest spokojny kącik, w którym są miękkie poduszki, przyjazne kolory i nie ma zbyt wielu bodźców, jest książka, maskotka, puzzle, gniotki, które skierują uwagę na zmysł dotyku, to może to pozwolić się uspokoić. Wtedy powiedzmy: „Widzę, że dopadła cię złość. Chodźmy do tego kącika i coś poróbmy”.

Oprócz tego, że emocje przeżywane są przez dzieci fizycznie – a ta fizyczność nie zawsze musi polegać na tym, że tata trzyma dziecko za rękę albo przytula je na siłę – dziecko chce też wiedzieć, że rodzic jest w pobliżu. Ma wtedy poczucie bezpieczeństwa, może tę emocję przeżywać. Możecie być razem w tym kąciku albo osobno – i dziecko będzie widziało, że np. przygotowujesz kolację. Ale to trzeba przećwiczyć, bo każde dziecko jest inne. Sprawdźcie, które narzędzie jest najskuteczniejsze: czy kopanie w poduszkę, czy układanie puzzli, co najlepiej za każdym razem pomaga. W ten sposób uczymy się tego, jak w dorosłości radzić sobie ze złością.

Często jest tak, że ze złością powiązana jest agresja. O ile u małych dzieci jest to zrozumiałe – chociaż nie musimy się na to zgadzać, poszłabym raczej w tym kierunku, abyśmy nie zgadzali się na bicie czy nawet autoagresję – o tyle agresja u dorosłych nie powinna się zdarzać, a niestety często jest inaczej.

Kiedyś natknąłem się na fajny tekst na temat duchowości mężczyzny, ale można to potraktować nieco szerzej, mianowicie gniew jest intuicją mężczyzny, ale to nie to samo co agresja. Gniew to taka kontrolowana złość. Jeżeli się pojawia, to znaczy, że coś jest nie tak. Powinniśmy więc nauczyć się ją kontrolować. To szansa na to, aby coś z tym zrobić. Powinno nas to zachęcić do działania pełną parą, do zmiany, wyrażenia opinii w sposób kulturalny, ale nigdy nie doprowadzać złości do agresji, nawet jeśli wyrażana jest tylko werbalnie.

Podsumowując to, co powiedziałaś: dajmy dziecku taki skrypt radzenia sobie ze złością, nie nazywajmy jego emocji za niego, ale troszkę mu w tym pomagajmy. Pytajmy, podpowiadajmy i wspierajmy.

W gniewie nie myślimy racjonalnie. Nie spodziewajmy się, że dziecko powie: „Zdenerwowałem się, bo przecież tak za tobą tęsknię, a tutaj kolacja i przerywasz mi zabawę”.

Nie próbujmy generalizować lub mędrkować w czasie trwania emocji, jaką jest złość, bo to nie działa na żadnym poziomie, nawet u dorosłych, a już szczególnie u dzieci.

Zahaczmy teraz o dorosłego, który zrobił kolację, też ma dosyć tego codziennego krzyku dziecka. Wcale nie szłabym w tym kierunku, żeby rodzice zawsze i wszędzie chowali swoje emocje i nie pokazywali dzieciom, że są zdenerwowani, wkurzeni i mają dosyć, bo już trzeci tydzień z rzędu każdego dnia jest awantura. Możemy pokazywać naszą dorosłą złość, tak samo jak dajemy przyzwolenie dzieciom na jej okazywanie. Zauważmy, że emocje dziecka muszą zostać zauważone, bo ono będzie je tak długo okazywać, dopóki nie uzna, że zostało zauważone. Za każdym razem, gdy dziecko się złości i otrzymuje od nas na to przyzwolenie, a do tego nazywamy to, co robi, wtedy rozumie, że jest zauważane. Łatwiej to wszystko zakończyć. Natomiast zauważajmy także swoją dorosłą złość, bo kolejnym elementem, z którego uczą się nasze dzieci, jest obserwowanie tego, jak my, dorośli, przeżywamy każdą emocję.

Możemy mieć tysiąc gniotków w naszym spokojnym miejscu, a tak naprawdę, jeśli za każdym razem, gdy się zdenerwujemy, wyślemy dziecku sprzeczny komunikat, że oczekujemy od niego nauczenia się panowania nad złością, a od siebie nie, bo wręcz przeciwnie – wrzeszczymy, wyzywamy, krzyczymy, zachowujemy się agresywnie, to jeżeli dziecko zobaczy, że dorosły przeżywa to w ten sposób, wówczas żadne podcasty, techniki, kilogramy przeczytanych książek nic nie pomogą. Maluchy czerpią głównie z tego, co widzą. Zajmijmy się więc najpierw swoimi emocjami, a dopiero później emocjami dziecka. Najczęściej jest tak, że postępujemy odwrotnie. Nasze potrzeby przestają być ważne, skupiamy się tylko na tym, aby dziecku było dobrze. Wyrządzamy przez to krzywdę nie tylko dziecku, ale przede wszystkim sobie.

Warto równieżokazywać złość, ale trzeba robić to umiejętnie. Nie można stanąć na środku pokoju i powiedzieć: „Ale ty jesteś niewdzięczny. Ja tu się męczę, robię kolację, tyle pracuję, tak ciężko zarabiam na te ogórki, które dziś mamy na kolację, a ty strzelasz fochy!”. W ten sposób pokazujemy agresję, ale tę niefizyczną. Nauczmy się mówić o emocjach w sposób spokojny, zakładając, że emocja to stan chwilowy. To od nas zależy, jak długo w tym stanie będziemy i jak to rozegramy. Jeżeli faktycznie pozwolimy sobie na to, żeby popłynąć z emocjami i złościć się przez całą noc, nikomu to na dobre nie wyjdzie. Jeśli zawalczymy o to, by mówić o swoich emocjach, ale tak, aby dziecko dowiedziało się, jak sobie z nimi poradzić po dorosłemu, to dajmy sobie na to stuprocentowe przyzwolenie. Nie uciekajmy od tego.

I tu pojawi się słowo „samoświadomość”, czyli to ja kontroluję moją złość i nie pozwalam na to, aby to ona kierowałamną. Jeżeli nie podobają nam się zachowania naszych dzieci, to niekoniecznie w ramach takiego właśnie słabo pojętego uczenia o emocjach musimy się zgadzać na wszystko. Bo czasami tak właśnie jest: „że to dziecko, więc pozwólmy mu opluć dziadka, on jeszcze się nauczy, bo się zdenerwował, bo dziadek dał nie taki prezent”. Absolutnie nie idźmy w tym kierunku. Umiejętne przeżywanie złości jest bardzo mocno związane z asertywnością, czyli ze stawianiem bardzo mocnych granic. Po to przeżywamy złość, żeby umieć postawić pewne granice. Jeżeli widzimy, że dziecko zachowuje się w sposób, którego nie akceptujemy, stawiajmy granice, bo ono nie będzie wiedziało, że plucie dziadka czy szarpanie siostry jest złe. Czasem dziecko doskonale wie, że nie wolno bić siostrzyczki. Ale nawet wiedząc i znając całą teorię, nie jest w stanie nad sobą zapanować. Tu w grę wchodzi po prostu wiek dziecka. Do pewnego momentu życia dziecko nie jest w stanie zapanować nad niektórymi odruchami. Im częściej pokazujemy dzieciom różne sposoby rozładowania złości, tym lepiej. Dzięki temu mają więcej narzędzi, doświadczeń, a co za tym idzie – więcej opcji wyboru, ale dziecko samo na to nie wpadnie.

Zdarzało mi się obserwować rodziców na placu zabaw – jest tam szerokie spektrum zachowań, różny wiek dzieci i różni rodzice. Czasami rodzice patrzą na swoje dzieci jak na zwierzątka w ogrodzie zoologicznym, takie w klatkach. Stajemy i obserwujemy: „Patrz, zobacz, co zrobiła ta małpka”, „Jak ona śmiesznie skacze”. To jest śmieszne i radosne do pewnego momentu, ale nie powinno tak być. Za każdym razem, gdy zachowania naszego dziecka związane ze złością krzywdzą drugiego człowieka albo samego malucha, nasza reakcja powinna być natychmiastowa. Bez zastanawiania się, jak ono sobie tam poradzi, jak to rozegra. Jeżeli dziecko w piaskownicy agresywnie reaguje, bo się rozzłościło, gdyż ktoś się krzywo spojrzał, nadepnął na jego babkę z piasku, to znaczy, że znalazło się w sytuacji, w której uznało: „To nie jest po mojej myśli, czyli mogę się złościć”. Jasne, że może, ale nie wolno mu tej złości przekierowywać na innych fizycznie lub nawet słownie, wyzywając tego drugiego malucha. Jeśli dochodzi do czegoś takiego, to rolą rodzica jest wkroczyć i pomóc znaleźć rozwiązanie. Nie należy odwracać uwagi, ale jak już złość i krzyk się wydobędą, bądźmy przy dziecku, bo ono w ten sposób nam coś komunikuje, więc nie ma co tego tłumić.

Młodsze dzieci nie do końca rozumieją nasze reakcje, ale gdy jesteśmy konsekwentni w zachowaniu, nie pozwalamy bić, wyzywać innych, to siłą rzeczy uczą się, że nie powinno się tak postępować. Starsze dzieci nie do końca kontrolują swoją złość. Ich reakcje bywają automatyczne, nawet jeśli wiedzą, że nie powinny się zachować w określony sposób – wówczas też powinniśmy reagować. Rodzice powinni to przerobić wcześniej i być konsekwentni, zamiast racjonalizować zachowanie dziecka, np. „On jest chłopcem, niech sobie poboksuje”.

Nawet w terapii związanej z redukowaniem agresji u dorosłych ludzi niezmiernie istotne jest to, aby wyrobić w sobie takie małe nawyki. Dzięki temu przyzwyczaimy się do reagowania w pewnych sytuacjach. Rozumiemy, że chłopiec się złości, gdy mama przygotowuje kolację, bo to wydarza się każdego dnia. W przeżyciu tej złości może pomóc zmiana małych, codziennych nawyków. Jeśli chłopiec będzie miał obiecany kwadrans zabawy z tatą po kolacji, to może zmieni się jego reakcja na wołanie mamy na kolację, czyli na przerywanie zabawy. Bo tak naprawdę wszystko w tej konkretnej sytuacji skupia się na tym, że dziecko tęskni za tatą i chce się z nim pobawić. Nie chodzi więc o to, że dziecko jest krzykliwe, złośliwe, nie umie przerwać zabawy. Pokazanie dziecku, jak to rozwiązać, jest kluczem do sukcesu. Dodatkowo następuje tu zmiana przyzwyczajeń, złamanie schematu, który przyjął się wcześniej – tata przychodził z pracy, bawił się z dzieckiem godzinę, potem mama wołała na kolację itd. Jeżeli przełamiemy ten schemat, szukając różnych rozwiązań, można dziecku pokazać, jak inaczej poradzić sobie ze złością. Zamiast zapadać się w nią i dać się jej codziennie ponosić – bo taki jest schemat – przełamujemy go i szukamy innych rozwiązań. To trzeba ćwiczyć.

Podajmy kilka przykładów radzenia sobie ze stresem, złością. Gdy wpadnie się w stres, potrzeba dużo samoświadomości, samokontroli i wysiłku, aby się z niego wydostać. Warto zauważać czynniki, które powodują, że się stresujemy. Gdy czujemy symptomy w ciele informujące nas o tym, że nadchodzi sytuacja stresowa, powinniśmy sobie to uświadomić i starać się ją odkręcić na tym poziomie. To pozwala dorosłym kontrolować sytuacje stresowe.

To dobra wskazówka zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci, z tym że z dziećmi trzeba to przerobić. Super by było robić to przy każdej podstawowej emocji, aby dziecko wiedziało, jak wygląda emocja – wtedy będzie w stanie wyłapać ten moment. Jeżeli nagle zrobiło się czerwone, spociły mu się ręce, zacisnęły się pięści, zgrzyta zębami, jest to pierwszy podstawowy krok do tego, żeby nauczyć się kontrolować swoje emocje. Powiedzenie, że coś jest złością, nie wystarcza.

Jeśli chodzi o złość, to warto pobawić się w taki sposób, aby wymyślać jakieś sytuacje i ich rozwiązania. Można zasugerować: „Jak się złoszczę, to…”, „Piekarz się rozzłościł i zrobił…”, „Lisek się zdenerwował i zrobił…”, „Zgubiłem swój ulubiony but. Co robimy?”. I wymyślamy, jak się zachować w danej sytuacji. Należy puścić wodze wyobraźni. Wiadomo, że nie jestem piekarzem, ale wyobrażam sobie, że ma pod ręką mąkę, więc gdyby rąbnął pięścią w worek i mąka rozsypałaby się po całym pomieszczeniu, to jakie to by było super! Zauważ, rozmawiamy o złości, o tym, co zrobić, kiedy jesteś zdenerwowany, ale spuszczamy też powietrze z tego balonu, dajemy upust emocji w sposób zupełnie wirtualny. To jest jak czytanie książek dzieciom, w których mamy bohatera przeżywającego złość.

Nie powiedzieliśmy jeszcze o jednej ważnej rzeczy: o tym, że złość może przerodzić się w agresję ukrytą, czyli praktycznie nie widać, że dziecko się złości – kompletna odwrotność krzyczenia, bicia itd. Jeżeli poczytamy, poopowiadamy o tym, jeżeli postać z bajki będzie w ten sposób przeżywać złość, to jest to już przeżycie wirtualne, dziecko dowiaduje się, zdobywa doświadczenia, ale nie przerabia tego na własnej skórze. To są niezmiernie ważne i pomocne zabawy. Gdy dziecko wchodzi w zabawę, to robi to całym sobą, przyjmując wszystkie reguły. Nie ma, że czegoś nie wolno albo nad czymś się zastanawiamy. Jak się bawimy, to się bawimy. I gdy ty będziesz dziecku tłumaczył: „Wiesz co, gdy czasami denerwujesz się, wycofujesz się, wszystko w tobie się dusi, to nie jest to fajne” – jednym uchem to wpadnie, a drugim wypadnie. Natomiast jak przeżyje to piekarz, lisek itd., ma to już kompletnie inny wydźwięk. Więc szukałabym tego rodzaju zabaw, aby rozmawiać z dzieckiem o złości, jednocześnie ucząc je, jak to może wyglądać.

Nieraz rodzice uważają, że skoro ich dziecko nie szczypie, nie gryzie, nie bije, to jest to grzeczne dziecko, którego nie trzeba niczego uczyć, bo przecież nie ma z tym problemu. Takie zamknięcie się w sobie, wycofanie czy nawet dawanie impulsu tej ukrytej agresji w sposób, którego nie widzą dorośli, jest bardzo szkodliwe. Jawna agresja jest lepsza niż ukryta. Przy tej ukrytej jest tak, że nie wiemy, że do niej dochodzi. Nagle się okazuje, że miś siostry ma odciętą głowę, jej ulubiony zeszyt został pobazgrany, ulubiony długopis mamy jest złamany, nikt nie wie, co się stało. Natomiast to może być sygnał, że ukryta agresja, tłumienie złości powinno zostać zauważone. Możemy więc rozmawiać o złości na wielu wymiarach.

Czy nie jest tak, że to dla nas komplement, gdy dziecko przy nas się złości?

Tak. Jest to dla nas dobry sygnał: że ma do nas zaufanie, czuje się przy nas bezpiecznie, ma poczucie, że mu pomożemy. Bo ono nam coś komunikuje. To, że jeszcze nie potrafi nam tego inaczej zakomunikować, to w porządku, ale jeśli się przy nas złości, to jest dobra rzecz. Natomiast warto zwracać uwagę na to, jak się złości. Bo jeżeli złościmy się w ten sposób, że rozwalamy pięścią lustro, to nie będzie dla nas komplementem, że nasze dziecko w złości rozwali szybę. Trzeba więc uważać, żeby nie przegiąć w drugą stronę, tyko raczej iść w kierunku poczucia, że akceptujemy złość jako jedną z wielu emocji przeżywanych codziennie, traktujemy ją jako coś zupełnie naturalnego. To w porządku, że dziecko ją przeżywa. My mu w tym pomagamy, sprawdzamy, co jest dla niego dobre, co pomaga wyjść ze złości, by nie pozostawał w niej przez cały czas. Nie wrzucałabym tej emocji do worka z napisem „negatywne”, ponieważ najczęściej trudy budują relacje. Wyobraź sobie dziecko, które byłoby tylko zadowolone i szczęśliwe, tylko radosne, tylko uśmiechnięte. Ideał! Ale gdybyś spędził z nim kilka dni, to chybabyś zaczął się o nie niepokoić. Pozwólmy więc dzieciom się złościć, ale pamiętajmy o samoświadomości.

Czyli pozwalajmy na okazywanie emocji, nie pakujmy jej do worka negatywnych emocji, ale pozwólmy na jej ekspresję w kontrolowany sposób, stawiając pewne ograniczenia.

I pozwalajmy przeżywać ją w sposób fizyczny – coś dotknąć, krzyknąć czy nawet przytulić pod koniec, gdy dziecko tego potrzebuje. Bo często skupiamy się na tym, aby dziecko kopnęło w poduszkę, a to przytulenie rodzica bardzo wspiera.

Na zakończenie chciałbym poinformować, że Ania udziela konsultacji dla rodziców. Wszystkich rodziców odsyłamy do strony „Tylko dla Mam”.

Tam są informacje o konsultacjach on-line. Jeśli ktoś jest zainteresowany, to zapraszam.

Jeśli ktoś jest zainteresowany, to prosiłbym o podzielenie się Waszymi spostrzeżeniami, tym, jakie tematy Was jeszcze interesują, chętnie na nie odpowiemy albo wpleciemy je w nasze następne spotkania. Ja jestem dostępny pod adresem Tatonawyspach.co, Ania – na Tylkodlamam.pl. Podzielcie się tam z nami komentarzami, uwagami i pytaniami, pomysłami na tematy, jeżeli chodzi o emocje. Dziękuję ci, Aniu, za twój czas, za mnóstwo informacji, którymi się podzieliłaś.

Dzięki i do usłyszenia następnym razem!

Przewodnik po emocjach – linki 🌐

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *