Robert Kościuszko autor bestselerowych powieści dla młodzieży m.in. Wojownik Trzech Światów, Niewidzialna Gra, Klejnot Aswerusa. Wraz z żoną Joanną przewodzi Wydawnictwu Kościuszko. Są małżeństwem od 21 lat, mają czwórkę dzieci. Jest animatorem i wiceprzewodniczącym Wspólnoty św. Tymoteusza oraz rzecznikiem prasowym Przystanku Jezus – Ogólnopolskiej Inicjatywy Ewangelizacyjnej. Razem z żona należą do Domowego Kościoła. Robert odwiedził niedawno Londyn w ramach akcji „Każdy Tata Czyta Dzieciom”. Rozmowę o ojcostwie kreatywności i podążaniu za swoimi pasjami nagraliśmy wraz z Tomkiem Kanią z Radio KRL. Zapraszam na rozmowę o tym jak być twórczym rodzicem.
Pobierz plik w formacie MP3 | Zasubskrybuj i słuchaj w iTunes | Android | Stitcher | RSS
Krótkie notatki do odcinka 📃
- Jak to było być po raz pierwszy ojcem,
- Czy mężczyzna musi poświęcać swoje pasje dla rodziny,
- Realizacja swoich pasji w nowych warunkach,
- Jak połączyć pasję z pracą zawodową,
- Początki bycia na swoim i prowadzenia wydawnictwa,
- Porada jak być spełnionym mężczyzną,
- Jak poradzić sobie ze stresem w życiu,
- Czy kreatywności można się nauczyć,
- Jak być twórczym rodzicem,
- Historia turnieju szachowego i lekcja >bycia< tatą, czyli co dzieci zapamiętują z dzieciństwa,
- Porada dla przemęczonych ojców,
- Lekcja zapamiętana od taty Roberta,
- Czy obok podkreśania męskości, powinno się również mówić o czułości, przytulaniu,
- Być ojcem to brać odpowiedzialność,
- Jak Robert spędził czas w Londynie,
- Gdzie i jak można kupić powieści Roberta,
- Plany na przyszłość – zdradzone po raz pierwszy u nas 🙂
Strony, książki, ludzie wymienieni w tym odcinku 📚
- Strona autora, kontakt, informacje i wydarzenia: Wydawnictwo Kościuszko
- Książka: „Wojownik Trzech Światów„, Robert Kościuszko
- Książka: „Niewidzialna gra„, Rober Kościuszko
- Książka: „Klejnot Aswerusa„, Robert Kościuszko
Transkrypt rozmowy 📝
Początki bycia rodzicem
Czy pamiętasz moment, kiedy po raz pierwszy zostałeś ojcem? Co było wtedy dla ciebie największym wyzwaniem? Z czym musiałeś się zmierzyć?
Mogę nazwać to pewnym szokiem. Przestałem żyć dla siebie. Bo do tej pory mieliśmy z żoną wspólne wieczory, mogliśmy obejrzeć film, mecz. Nasz pierwszy syn, Tomek, dzisiejszy maturzysta, urodził się 19 lat temu w Wielki Czwartek. W Wielką Sobotę przywieźliśmy go do domu. Planowałem tego dnia obejrzeć film o Samsonie. I to był ostatni raz, kiedy zaplanowałem coś dla samego siebie. Nie obejrzałem tego filmu. Myślałem, że takie zapracowanie i zabieganie wokół rodziny potrwa tylko jakiś czas, natomiast tempo było coraz szybsze i szybsze. Ale nie zamieniłbym tego na czas sprzed narodzin naszego pierwszego syna. Z żoną powtarzaliśmy sobie wiele razy, że z dzieckiem czuliśmy się szczęśliwsi, mimo że zapracowani, czasami utyrani. Zawsze się z tego śmieję, mówiąc: „Panowie, lżej to już nie będzie, taniej też nie będzie, ale może być bardzo sensownie”. I życie naszej rodziny ma sens. To najważniejsze, co sobie przypominamy.
Czy musiałeś poświęcić swoje pasje, by zostać tatą?
Uważam, że mężczyzna po pierwsze ma na względzie małżeństwo, swoje dzieci, pracę zawodową, by utrzymać rodzinę – to jest nasz obowiązek, a dopiero w dalszej kolejności są jego pasje. To schodzi więc na plan dalszy, ale niektórzy się nie poddają. Mnie się udało. Spróbowałem zawalczyć o połączenie mojej pasji, którą jest ewangelizacja przez przygodę, czyli nie taka świętobliwa, „słodkopierdząca”, jak to mówi ks. Godnarski, ale przez przygodę, w którą chce się wskoczyć i uczestniczyć w niej. Zawsze chciałem tego doświadczać i prowadzić do niej innych. Kiedyś zamarzyłem sobie, żeby to było powiązane z moją pracą zawodową. Oznajmiłem znajomym: „Słuchajcie, chciałbym stworzyć jakąś formę ewangelizacyjną, tak fajną, ciekawą, żeby inni nie tylko chcieli w to wskoczyć i w tym uczestniczyć, ale wręcz za to zapłacić i żebyśmy mogli utrzymywać z tego swoje rodziny, a jednocześnie ewangelizować i przeżywać radosną przygodę”. Na co usłyszałem: „Facet, zapomnij! To jest niemożliwe”. Oczywiście ja się nie poddałem. Moi synowie namówili mnie, żebym pisał powieści przygodowe, co zacząłem realizować.
Okazało się, że ludzie chcą to kupować. Do dzisiaj jestem zaskoczony, że te książki się tak sprzedają. W pewnym momencie podszedłem do żony – bardzo dokładnej i uporządkowanej osoby, bardzo ją za to cenię, ona wpływa na harmonię w moim życiu. Pokazałem jej jedną napisaną książkę, Wojownika Trzech Światów, drugą część miałem w komputerze. W trzęsących rękach trzymam tę książkę i mówię do niej: „Słuchaj, Asia, mam takie marzenie, żebyśmy mogli z tego mojego pisania żyć” – a mieliśmy już kredyt hipoteczny, dom kupiony, trójkę dzieci, Zosia się jeszcze nie urodziła. „Żebyśmy mogli z tego utrzymywać rodzinę, spłacać ten kredyt. Załóżmy firmę, załóżmy wydawnictwo. Wydawajmy nasze książki. Niech to będzie takie nasze autorskie wydawnictwo”.
Dzieci nie oznaczają braku czasu? ⏰
Ona tak słucha, ja coraz bardziej boję się, co odpowie, a ona mówi tak: „Robert, jak staliśmy przed ołtarzem i braliśmy ślub, to przecież nie wiedzieliśmy na sto procent, czy nam się uda, czy nie, ale bardzo chcieliśmy i zawalczyliśmy. Nasze małżeństwo jest szczęśliwe i nam się udało, więc teraz też nie wiem, czy ci się uda, czy nie, ale wchodzę w to”. I założyliśmy wydawnictwo. Do dzisiaj się z niego utrzymujemy, ono się rozwija. Dlaczego o tym mówię? Opowiadałem kiedyś historię z tą jedną książką na spotkaniu opłatkowym kolegom, nasze żony rozmawiały o dzieciach, my o pracy. Andrzej, który założył inne wydawnictwo, z ikonami i gadżetami ewangelizacyjnymi dla dzieci, dla młodzieży, powiedział: „Robert, ty miałeś jedną książkę, ja miałem jedną nalepkę. Wydrukowałem ją w dziesięciu tysiącach egzemplarzy, wsadziłem do plecaka, ruszyłem pociągiem przez Polskę i tak zaczęła się moja dystrybucja”. Udało więc połączyć się nam pasję z karierą zawodową. Wspólnie z rodziną możemy realizować tę naszą rodzinną przygodę. Cieszę się z tego. Wiem, że gdy moje dzieci zaczną swoje życie, będą mieli swoje pasje, będę im kibicował, aby je zrealizowali.
Popularne jest takie zdanie: „Pan Bóg daje dzieci, więc daje i pieniądze na te dzieci”. Czy od początku założenia wydawnictwa Pan Bóg błogosławił Wam finansowo, czy było raczej ciężko?
Wiele nocy nie przespałem. Wiele razy myślałem, aby się poddać, pójść do pracy zarobić pieniądze, gdzie nie będę niósł ciężaru odpowiedzialności razem z żoną ani narażał swojej rodziny, bo mamy działalność gospodarczą, więc majątek całej naszej rodziny jest mocno związany z majątkiem firmy. Bankructwo firmy oznaczałoby bankructwo całej rodziny. I gdy tak leżałem w nocy, zastanawiałem się nad tym, rozmawiałem z Panem Bogiem i nachodziły mnie takie kryzysy, zawsze miałem taką myśl – a wierzę, że Pan Bóg pomagał mi ją sformułować: przecież ja w innej firmie też będę musiał podejmować wielki wysiłek, żeby zarobić tyle samo pieniędzy, aby utrzymać rodzinę. Dlaczego więc nie mam tego wysiłku całkowicie wkładać w swoją firmę, żeby np. mocno przyłożyć się do sprzedaży, zrobić wszystko, by jak najwięcej książek wypuścić na rynek, by one były w jak najlepszej cenie i żeby ściągalność pieniędzy była jak najlepsza? Sukces jest wtedy, gdy przelew przyjdzie na konto firmy, a nie gdy wezmą książkę na półkę. Trzeba więc włożyć maksymalny wysiłek w swój biznes zamiast u szefa w jego firmie – a moim szefem jest moja żona, bo ta działalność jest na nią, ona jest szefem wydawnictwa Kościuszko.
Do dzisiaj jestem więc tego zdania, że podjęliśmy dobrą decyzję. Mamy dobre produkty w postaci książek, co do których mamy prawa – nie tylko do ich wydawania, ale i dystrybucji, obrotu finansowego, pomnażamy je, drukujemy i sprzedajemy. To jest dla mnie i mojej rodziny wielki kapitał ewangelizacyjny i biznesowy. Aż mi się nie chce iść na emeryturę. Będę pracował, ile starczy mi sił. Na emeryturę się nie wybieram. Mężczyzna zdrowo i dobrze myśli, gdy jest potrzebny innym, gdy pracuje i daje coś potrzebnego innym ludziom. To go ubogaca, ożywia, daje mu szczęśliwą rodzinę. Jak długo tak robi, tak długo chce mu się żyć.
Jak być twórczym rodzicem 👨🏼🎨
Czy kreatywności można się nauczyć, czy jest to dar od Boga? Bo ja mam ten problem, że stres blokuje moją kreatywność.
Są kreatywni przez wielkie „K” i są kreatywni przez małe „k”, ale wszyscy są jakoś kreatywni. Uważam, że nasz stres wynika z tego, że mamy nad sobą jakąś osobę, która trochę włada naszym życiem – firma, szef, kierownik, menedżer, ktoś, kto nami zarządza i może dać nam nieźle w kość, jeśli sobie nie poradzimy. Czasami boimy się, że nawet jeśli damy z siebie sto procent, to nadal nie damy rady i zastanawiamy się, co się wtedy stanie. Boimy się dlatego, że jesteśmy troszeczkę wpuszczeni w ściemę. Ci wszyscy dyrektorzy, kierownicy i te całe korporacje marzą, by zawładnąć naszym życiem i abyśmy tak o nich myśleli. A tak naprawdę nasze życie nie zależy od nich, od konta w banku, dobrej umowy o pracę. Nasze bezpieczeństwo jest w Bogu, w Trójcy, w Chrystusie, wierzę, że tak jest.
Mogę potwierdzić, że zdarzają się o wiele gorsze katastrofy niż sytuacje kryzysowe w pracy. Dwa lata temu byliśmy na pogrzebie dziecka naszych przyjaciół i widzieliśmy, że męska siła, duma, to wszystko, co o sobie myślimy, kim jesteśmy jako mężczyźni, to, jak stworzył nas Pan Bóg, sto procent naszych wysiłków nie wystarcza, żebyśmy poradzili sobie z pewnymi kryzysowymi sytuacjami, jakimi może być śmierć dziecka, choroba nowotworowa żony, bankructwo firmy, utrata pracy. Jeśli moje bezpieczeństwo jest we władcy wszechświata, w mocarzu nad mocarzami, w lekarzu nad lekarzami, który panuje nie tylko w tym życiu, ale i w życiu wiecznym, to zaczynam się uspokajać i jestem w stanie podjąć odważną decyzję. Kopię mojego szefa prosto w tłusty tyłek i mówię, że idę swoją droga, swoją misją, którą mam do zrealizowania. Znam wielu takich, którzy podjęli tę decyzję dopiero wtedy, gdy poczuli się bezpiecznymi w Chrystusie.
Zakładając, że już wiemy, że nie tędy droga, jeśli chodzi o stres, co zrobić, aby wykreować sobie możliwość opowiadania bajek, napisania książki?
Jesteśmy stworzeni w przeróżny sposób. Mamy różne umiejętności. Jedni są bardziej kreatywni, inni bardziej uporządkowani. Ja np. cały czas tworzę. Moim problemem jest to, że mam zbyt wiele pomysłów w głowie, natomiast moja żona jest bardzo uporządkowaną osobą, więc ona pomaga mi oddzielić ziarno od plew. Uważam, że nie wszyscy są w stanie wymyślać bajki, ale jeden może je wymyślić, drugi wydać, a trzeci dystrybuować. Tworząc taki zespół, zaczynamy wszyscy myśleć o sobie dobrze: że razem jesteśmy silniejsi i razem wykonujemy świetną pracę. Jeżeli nie wszyscy potrafimy wymyślać bajki, to nie bądźmy zasmuceni z tego powodu. Natomiast rzeczywiście tak jest, że niektórych z nas zaskakuje, gdy okazuje się, że to potrafią. Rodzice im tego nie powiedzieli, bo z powodu swojego zmartwienia i zapracowania nie pomogli im odkryć umiejętności, darów czy talentów. A obowiązkiem każdego człowieka jest to odkryć i tego używać.
Mogę powiedzieć o sobie, że jestem twórczy przez duże „T”, a jednocześnie małe „t”. Mam głowę pełną pomysłów, natchnienie, wenę oraz powiew Ducha Świętego. To przychodzi z zewnątrz w sposób niekontrolowany. Czasami nie spodziewam się, że te historie wpadną mi do głowy – gdy tak się dzieje, wtedy szybko je zapisuję. Ale z drugiej strony potrzebuję solidnej i wytrwałej pracy. Artyści mają przeważnie z tym problem. Ci drudzy, czyli systematyczni i uporządkowani, wytrwale pracują. Więc moja twórczość przez małe „t” jest równie efektywna, ale muszę się jej uczyć, bo nie przychodzi mi naturalnie. Gdy trafia np. zamówienie od jakiejś redakcji, to nie ma mowy o wenie twórczej. Trzeba napisać artykuł na jakiś temat, na konkretny termin. Ona wykonuje swoje dobre dzieło. Okazuje się, że jestem w stanie na poczekaniu wymyślić coś fajnego – nie czekam na natchnienie, tylko siadam i pracuję.
Podsumowując, nie wszyscy wymyślą Władcę Pierścieni Tolkiena, ale są tacy, którzy mogą pomóc w zrobieniu ilustracji, dystrybucji albo w zarządzaniu, uporządkowaniu tego. Każdy ma jakąś swoją działkę do zrobienia.
Turniej szachowy, czyli jak być obecnym ♖
Wspomniałeś o Władcy Pierścieni, a mi przypomniała się audycja dla małżonków i rodziców w Radiu Maryja, w której opowiadałeś, że wybrałeś się z synem na turniej szachowy. Opowiedz słuchaczom, co się wtedy wydarzyło.
Mój najstarszy syn Tomek uczył się grać w szachy. Pan ze szkółki szachowej powiedział, że są takie mistrzostwa Polski w szachy dla pierwszo- i drugoklasistów i że warto się tam wybrać. Opowiedziałem o tym żonie, bo miałem nadzieję, że zgasi entuzjazm Tomka, bo on już chciał tam jechać i zostać mistrzem Polski w szachy. Asia powiedziała, że to świetny pomysł i żebyśmy jechali tam razem. Z Warszawy do Rybnika, na Śląsk. Pojechaliśmy i się zarejestrowaliśmy. Mieszkaliśmy w akademiku, gdzie były pajęczyny i poobrywane firany, wydawało mi się, że nawet drzwi nie trzymają pionu. Ale Tomek był podekscytowany.
Poszliśmy na ten turniej. Przed wejściem na salę dzieciaki z ojcami omawiali jakieś obrony sycylijskie, debiuty, nazwy, które pierwszy raz słyszałem. Uspokajałem Tomka, mówiłem mu, że wszyscy zawsze chwalą się przed wejściem, że liczy się to, co rzeczywiście będzie. On tam wszedł. Niestety przegrywał walkę za walką. Przyszedł do mnie i mówi: „Tata, przegrałem, ale jak wygram wszystkie następne, to jeszcze mogę być mistrzem Polski, prawda?”. A ja pomyślałem: „Po co dałem się namówić na to, by z nim tu przyjechać? Ja tu takie cierpienia przeżywam”. Powiedziałem: „Synu, chodź, jest przerwa, godzina do następnego meczu, usiądziemy w parku, poczytamy Władcę pierścieni”. Siedzieliśmy w parku i czytaliśmy książkę. Następny mecz syn zremisował, później przegrał, ciągle miał nadzieję na bycie mistrzem Polski, ale ja już wiedziałem, że nie ma szans. Wygrał tylko jeden mecz, bo jego przeciwnik wcześniej się rozpłakał i zdecydował, że jedzie do domu, więc wygraliśmy walkowerem. Na kolację pojechaliśmy w góry, zjedliśmy pizzę, później kupiliśmy arbuza.
Mój syn zajął 123. miejsce w Polsce. Ale gdy po pewnym czasie wspominaliśmy to, pamiętałem te swoje dramaty, trudne emocje, które wtedy mnie ogarniały, rozczarowania, to, że nie wiedziałem, co mu powiedzieć, a on do mnie mówi tak: „Tata, ale pamiętasz, jak siedzieliśmy w parku i czytaliśmy Władcę pierścieni? Pamiętasz, jak kupiliśmy tego arbuza i go zjedliśmy? Byliśmy w górach, patrzyliśmy na nie i jedliśmy pizzę? Pamiętasz?”. Pamiętam. Czekałem, aż powie o tych przykrych wydarzeniach, ale to wszystko wyparowało mu z głowy. Zacząłem się zastanawiać, czy gdy przytulamy małe serca naszych dzieci do ojcowskiego serca, nawet w trudnych momentach, a one są do nas przytulone, to czy to właśnie nie to pozwala im przejść przez najtrudniejsze sytuacje? Dzieci pamiętają to bardziej niż porażki.
Jak radzić sobie ze stresem? 😓
Co powiedziałbyś ojcom, którzy nie mają czasu dla swoich dzieci, ponieważ są przemęczeni pracą, obowiązkami i nie mają siły na spędzanie czasu ze swoimi dziećmi?
Po pierwsze – niech nie biorą już następnych kredytów, bo to jest ta pułapka. Marzę o tym, aby nie mieć już żadnych kredytów do spłacenia. A oni ciągle nas namawiają. Wiadomo, bez hipotecznego nie mieszkalibyśmy sami z rodziną. Ale bierzemy ciągle nowe karty kredytowe, kredyty na telewizor, na wycieczki lub sprzęty. To napędza tempo, podwyższa ciśnienie życia i w pewnym momencie gnamy tak szybko, że nie możemy się zatrzymać, bo musimy spłacić wszystkie zobowiązania, bo jak nie, to może przyjść komornik. Ci, którym jesteśmy winni pieniądze, mają nas w garści. Za tym idzie czas. Tak naprawdę to ja płacę własnym życiem. Ja i moi synowie mamy takie powiedzenie: „Najczęściej kupujemy za pieniądze, których nie mamy, rzeczy, których wcale nie potrzebujemy, by zaimponować ludziom, których wcale nie lubimy”. Pędzimy w życiu, nie mając czasu dla swoich ukochanych żon i dzieci. Płacimy własnym życiem – dlaczego? Bo ktoś nam wmówił jakiś produkt lub usługę, dobro, które koniecznie musimy mieć, nawet kosztem własnej rodziny.
Czyli namawiam do odważnych decyzji: żeby uczynić swoje małżeństwo i swoją rodzinę priorytetem. Żeby pracować z takim celem, że pracuję dla mojej rodziny, aby ją utrzymać, a nie całe życie dla banku. Okazuje się, że większość z nas większość pieniędzy, jakie zarabia, musi oddać bankom. My, jako ojcowie, coraz bardziej cenimy sobie wolność, której powinniśmy strzec dla naszych rodzin.
Czy masz jakąś historię, którą przeżyłeś ze swoim ojcem, albo lekcję, którą dał ci twój tata, która wywarła na tobie wrażenie i którą do dziś wspominasz?
Najpierw powiem o czymś prostszym, a później o czymś największym. Mój tata nazywa się Kościuszko i to już by wystarczyło. Mój tata był romantykiem, zawsze chciał mieć sad i uprawiać owoce. Udało mu się. Miał duży, ośmiohektarowy sad i mały, hektarowy. I ja, i mój młodszy brat pomagaliśmy mu tam. Pamiętam naszą wspólną pracę, kiedy spędzaliśmy dużo godzin, pracując razem. To było niezwykłe, że mój tata umiał zaprosić nas do wspólnego dzieła, a to było tylko jeżdżenie traktorem z kosiarką i koszenie trawy w sadzie między drzewami. Tata nas tego nauczył, gdy byliśmy nastolatkami. Do dziś pamiętam efekt pięknego sadu z wykoszoną trawą. Później robiłem inne fajne rzeczy, jak choćby pisanie książek i ich wydawanie, ale do dziś, w głowie i w sercu, cały czas noszę obraz wspólnie wykoszonej trawy w tym wielkim sadzie. Że to łączyło nas – mnie, mojego brata i mojego tatę. Czasami mam wrażenie, że to była jedna z bardziej wartościowych prac, jaką w życiu wykonałem, gdyż to było w łączności z ojcem.
Drugą rzeczą było to, że mój tata stracił swojego ojca, gdy miał dziewięć lat. Mój dziadek, Włodzimierz Kościuszko, walcząc podczas drugiej wojny światowej, dostał postrzał niemiecką kulą w nogę. To się jakoś zagoiło, ale później rana odezwała się w postaci skrzepu. Kiedy miał czwórkę dzieci i kochał swoją żonę z wzajemnością, skrzep w pewnym momencie urwał się i dziadek dostał zawału serca. Umarł w swojej własnej sypialni na oczach dzieci i żony. Mój tata był najstarszy z rodzeństwa i w tym momencie stał się najstarszym mężczyzną w rodzinie. W tamtej chwili nawet jeszcze nie rozumiał, że będzie musiał przejść przez życie bez taty, że ojciec już mu nie powie, że jest wystarczająco silny, odważny, aby stać się samodzielnym mężczyzną.
Mój tata ogarnął się w tym. Znajdował od czasu do czasu różne przykłady mężczyzn, np. duszpasterza oazowego, przyjaciela w klubie sportowym, trenera. Mój tata ożenił się ze świetną dziewczyną, czyli moją mamą. Urodziliśmy się my – ja, mój brat i nasza siostra, o 10 lat młodsza ode mnie. Najbardziej cenię w moim tacie to, że stracił swojego ojca, przeżył długi okres życia bez niego, a umiał odbudować w nas pierwiastek ojcowski, więc mam go w sobie. Mój tata przekazał mi coś, co stracił, ale umiał to odzyskać – ojcostwo – i przekazał mi, a ja przekazuję to moim synom i otaczam ojcostwem swoją córkę.
Co to znaczy być „męskim”?
Dotykamy słowa „męskość”. Myślę, że w pewnym momencie przeceniliśmy je, twierdząc, że facet powołany jest do trudnych rzeczy, do walki, do wielkich wyzwań, a tak naprawdę wykładaliśmy się na takich prostych rzeczach jak zmiana pieluchy o trzeciej nad ranem, czytanie po raz tysięczny tej samej bajki. Czy nie powinno mówić się o męskości także w tym wymiarze?
Tak, bo mówisz o przytulaniu silną, owłosioną łapą, ale także o przytulaniu naszych dzieci do silnej piersi, również owłosionej, w której schowane jest męskie serce. Często się tego wstydzimy. Może nasi tatusiowie też wstydzili się nas przytulać. Myślę, że Bóg Ojciec przytula swoje dzieci, a nadal jest bardzo męski z tego powodu. Uważam, że najbardziej męskie na świecie, bardziej męskie od czegokolwiek innego, jest kochające serce ojca. Że to jest na wzór Boga Ojca, że to jest rzeczywiście szczyt męskości, najczystszy pierwiastek męskości. Zgadzam się z tym, że mężczyźni, którzy nie chcą się z tym zgodzić, wykładają się na tych obsranych pieluchach, których nie chcemy przewijać.
Zgadzam się z taką myślą, że każdy człowiek ma tylko jedno powołanie – powołanie do miłości. Ono wiąże się z tym, że jesteśmy powołani do ojcostwa i do macierzyństwa, nawet jeśli nie mamy potomstwa. Czasami musimy być ojcami jako mężczyźni, a czasami matkami, jeżeli matek brakuje, i na odwrót. Wiąże się to z tym, że nie należy się wstydzić, gdy trzeba zmienić pieluchę, przytulić dziecko. Męskość to nie tylko drapieżność, to coś więcej, to branie odpowiedzialności. Zgodziłbyś się z tym?
Tak. Myślę, że prawdziwym mężczyzną jest się wtedy, kiedy nie ucieka się przed odpowiedzialnością za drugiego człowieka. Gdy trzeba złożyć swoją ofiarę, ponieważ ten drugi mnie potrzebuje. Oczywiście najbliższa jest nasza rodzina. My, ojcowie, jesteśmy odpowiedzialni za nasze dzieci. Księża też są ojcami, niebiologicznymi, ale biorącymi odpowiedzialność za duchowych synów, duchowe córki, których wiarę często rodzą, oczywiście poprzez Ducha Świętego, ale także przez głoszenie jej oraz przez duszpasterskie przebywanie. Choćby ojciec Kolbe pokazał nam ją, gdy nie uciekł przed odpowiedzialnością, jak stanął odważnie, jak potrafił oddać swoje życie za kogoś, kogo nie opuści. Zgadzam się więc z tym, co powiedziałeś.
Na koniec może parę słów o tym, co tu robiliście, z kim się spotkaliście, jak wyglądał wasz plan od piątku, bo lądowaliście w piątek wieczorem.
Wylądowałem chory, w apogeum przeziębienia. Przeżywałem tu kilka razy gorączkę, leczyłem się, jak mogłem. Moja żona podawała mi herbatki. Przylecieliśmy w piątek, ksiądz proboszcz nas przywiózł, stał kilka godzin w korku w drodze do lotniska. Gdy wróciliśmy, ledwo zdążył na kurs przedmałżeński. Karmią nas tu jak paniska. Dostaliśmy ładny pokój. Ale my tu przyjechaliśmy do pracy. Wczoraj mieliśmy zajęcia w szkole polskiej, miałem spotkanie dla kilku klas nastolatków. Opowiadałem im, jak zostałem pisarzem, jak zrozumiałem, kim mam zostać. I że oni też mogą zrozumieć samych siebie, to, kim mogą zostać w życiu zawodowym.
Później moi synowie wraz z Mateuszem, który zorganizował nam przyjazd, pojechali zwiedzać Londyn, a ja zostałem tutaj i pracuję. Nic nie widziałem w Londynie poza parafią. Spotykam się z ciekawymi ludźmi, po to tu przyjechałem. Wczoraj nie pojechałem zwiedzać, bo w niedzielę wieczorem mówiłem świadectwo w czasie wieczornej eucharystii i książki udostępniałem, podpisywałem, ludzie też kupowali. Mam nadzieję, że już czytali je ze swoimi dziećmi. A dziś całą niedzielę pracujemy, wszystkie eucharystie, świadectwa, znowu jesteśmy z synami i sprzedajemy nasze powieści. Ludzie mówią, że będą to czytać ze swoimi dziećmi. Miałem też spotkanie z rodzicami dzieci pierwszokomunijnych, a zaraz będzie wieczorna eucharystia, będę tam znowu mówił świadectwo. Wieczorem, o dwudziestej, ostatnie spotkanie – „Dotknąć serca dziecka, a nawet nastolatka”, a to już jest prawdziwe wyzwanie. To będzie finał naszej pracy. A jutro rano, gdy nie będzie lało, może pójdziemy na spacer do londyńskiego city i zobaczę, jak tu robią te gigantyczne pieniądze, jak oni lecą do tej pracy. To będzie jedyne miejsce, które zwiedzę w Londynie.
Polecane książki 📚
Które powieści poleciłbyś radiosłuchaczom i w jaki sposób je kupić? Czy jest wysyłka za granicę?
Tak, wysyłamy za granicę. U nas można je kupić w dobrej cenie w księgarni internetowej. Wpisać należy w wyszukiwarce „Robert Kościuszko” albo tytuł powieści: Wojownik Trzech Światów, Niewidzialna gra czy Klejnot Aswerusa – wyskoczą dziesiątki księgarń internetowych, można sobie wybrać najtańszą, najlepszą wysyłkę. Oczywiście polecam nasze Kosciuszko.eu, tam znajdziecie je wszystkie u samego źródła, z dedykacją autora.
Pierwsza powieść powstała w postaci pięcioczęściowej sagi Wojownik Trzech Światów. Dziękuję Wam, że puszczaliście pierwszą część. Synowie namówili mnie do jej napisania. Jestem im za to bardzo wdzięczny, bo wskazali mi drogę zawodową, właściwie Pan Bóg ich użył. To jest o chłopaku, który kończy podstawówkę. W jego szkole jest niebezpiecznie. To polska szkoła. Starsza młodzież wchodzi tam, męczy młodszych uczniów, wnoszą nawet narkotyki. Jego życie jest zagrożone. Wtedy od opresji ratuje go anioł strażnik, który zabiera go w podróż w czasie.
Cofają się aż o trzy tysiące lat, do czasów króla Dawida. Zaciągają się do jego armii i zaczynają przeżywać prawdziwe historie wojenne, o których czytamy w Biblii. Ten chłopak zyskuje wiarę, odwagę i siłę, by wrócić z powrotem i w mądry sposób rozwiązać problemy, przed którymi uciekał. W trzeciej części do akcji wkracza jego tata, który z konieczności ciągle jest w pracy, nie ma go w domu, ale jak przychodzi co do czego, ratuje syna przed złem. Od tej chwili ramię w ramię tata i syn uczestniczą w przygodach. Również są przeniesieni do starożytnego Izraela. Tam tata ma najwięcej problemów.
A plan na ten rok?
Piszę teraz powieść historyczną o Tadeuszu Kościuszce. To ma być powieść przygodowa dla dzieci i młodzieży. Bo w przyszłym roku będzie dwusetna rocznica śmierci Tadeusza Kościuszki. Wiem, że w Stanach Zjednoczonych walczył przeciwko królowi Anglii, później jak dołożył Rosjanom, to Anglicy ogłosili go bohaterem, gdy już został wypuszczony z Petersburga. Mam łączność rodową z Tadeuszem Kościuszko, w związku z tym chciałbym ukazać te wszystkie, nawet mało znane, niesamowite historie wojen, które stoczył. On był naprawdę mężem stanu. Chciałbym pokazać, jakie miał umiłowanie wolności. Miłość do ojczyzny była dla niego ponad wszystko. Był kawalerem, nie miał żony ani dzieci, więc mógł tak mówić. Był bardzo odważny i o nim chciałbym napisać powieść przygodową.
Plan wydawniczy na ten rok?
Na jesień.
To będziemy czekać z niecierpliwością. Robert, dziękuję ci za tę rozmowę. Nie mówimy „żegnaj”, mówimy „do zobaczenia”.
Miło mi, do zobaczenia!
∴
Oceń podcast w iTunes – jeżeli korzystasz z aplikacji Podcasty:
- Wyszukaj podcast „Tato na Wyspach Magis” w aplikacji
- W sekcji „Programy” kliknij „Tato na wyspach Magis”
- Przejdź do zakładki „Oceny i recenzje”
- Kliknij w link „Napisz recenzję”
Jeżeli korzystasz ze Stitcher’a:
- Wejdź na stronę stitcher/TNWMagis
- Przewiń stronę w dół, aż zobaczysz okno „Show Ratings and Reviews”
- Kliknij „Write a review”
∴
Więcej, bardziej, pełniej – Magis!
Facebook:/TatoNaWyspach
Twitter:@TatoNaWyspach
Instagram:@TatoNaWyspach.co
Podobne wpisy:
Marek Jankowski – Jak być przedsiębiorczym tatą
Jan Duda – tata prezydenta – o tym jak wychować do odpowiedzialności