To jest #011 odcinek mojego podcastu jak również drugi wspólny odcinek z Tomkiem z projektu Misja52. Tym razem tematem naszej rozmowy są rytuały rodzinne. Tomek Kania, był już gościem mojego podcastu w odcinku numer 1. Na co dzień jest on dyrektorem programowym Katolickiego Radia Londyn. Pracuje również jako wodzirej i DJ. Tutaj odsyłam Was i zapraszam serdecznie do wysłuchania odcinka, w kórym Tomek opowiada o sobie i swojej pracy. Naprawdę warto, bo Tomek jest jedną z najbardziej pozytywnych osób jakie znam.
Pobierz plik w formacie MP3|Zasubskrybuj i słuchaj w iTunes | Android | Stitcher | RSS
Misja52 jest to projekt przeznaczony dla par, które chcą umocnić swój związek. W ramach którego Tomek wraz z ekipą tego projektu, co tydzień zadaje zadanie dla małżonków oraz nagrywa osobny odcinek swojego podcastu na dany temat przewodni tego akurat tygodnia. Raz na miesiąc postanowiliśmy połączyć siły i będziemy nagrywać razem. W dzisiejszym odcinku rozmawiamy o rytuałach małżeńskich.
- Dlaczego warto jest mieć rytuały w związku i w rodzinie?
- Dlaczego są one ważne?
- Czy technologia może przyjść z pomocą w tworzeniu i kultywowaniu rodzinnych nawyków?
Jak zwykle odcinek pełen jest konkretów i przykładów z życia mojego jak i Tomka. Serdecznie zapraszam Was do wysłuchania i dobrego odbioru.
W tym odcinku usłyszysz:
- Dlaczego warto chodzić na randki z żoną?
- Jak Google Maps może pomóc Ci w dobrej randce rodzinnej?
- Jak aplikacja do śledzenia i zarządzania zadaniami Nozbe może pomóc w efektywnej randce?
- Dlaczego warto jeść sobotnie śniadanie przez trzy godziny?
- Dlaczego warto włączać dzieci w nasze rytuały rodzinne, i ile kosztuje rozbite jajko?
- Czy da się wykluczyć zwrot „nie mogę” ze swojego języka?
- Co daje cotygodniowe odkrywanie nowych miejsc?
- Czy zwrot „jest zła pogoda” powinien stopować nas przed spacerem?
- Dlaczego warto jest dawać informację zwrotną swoim drugim połówkom?
- Pomysły na niespodziankę dla męża.
- Dlaczego warto kolekcjonować wspomnienia a nie rzeczy?
- Czym jest skarbonka dobrodziejstw?
- Jak spowodować, żeby nawet małe wyjście na spacer było dla nas tak samo atrakcyjne jak wyjazd na wymarzone wakacje?
- Dlaczego warto jest nauczyć się kłócić (i godzić) szybko?
- Poranne rytuały i wczesne wstawanie – jako sposób na dobry i produktywny dzień.
- Skupiajmy się na pozytywnych rzeczach, a na negatywne nie będzie po prostu czasu.
- Przypomnienie misji na ten tydzień:
Strony, książki i ludzie wymienieni w tym odcinku:
- Książka: 7 nawyków skutecznego działania, Covey Stephen
- Książka: Rozpal wiarę a będą działy się cuda
- Spotkanie Pata Flynna z Michałem Szafrańskim: dobro zawsze powraca
Trankrypt rozmowy
Tomek: Tematem dzisiejszego podcastu są rytuały rodzinne. Podzielimy się tym, co warto pielęgnować, rozwijać w sobie, i wszystkimi rytuałami, które pomagają nam wzrastać w małżeństwie. Piotrze, pamiętam tylko twój jeden rytuał, o którym kiedyś już opowiadałeś. To była niedzielna kawa z małżonką na śniadanie poza domem. Czy to dalej pielęgnujecie?
Piotr: Tak, oczywiście. Historia tego rytuału jest taka, że w zasadzie kiedyś jedynym rytuałem, który pielęgnowaliśmy, było sobotnie sprzątanie. Tę zasadę wynieśliśmy z naszych rodzinnych domów, w których co tydzień w sobotę trzebabyło sprzątać, żeby jakoś ogarnąć się w natłoku obowiązków. Wtedy urządzaliśmy się w mieszkaniu, więc dni wolne spędzaliśmy na zakupach, kupując różne rzeczy, począwszy od stołu, a skończywszy na większym lub mniejszym wyposażeniu. W końcu po którymś takim weekendzie mieliśmy już dość. Tego dnia planowaliśmy jeszcze wyjście do drugiego centrum handlowego, ale niestety się nie udało. Wróciliśmy, wsiedliśmy w samochód i poszukaliśmy pierwszej lepszej kawiarni, żeby odpocząć.
Zaczęliśmy się w niej zastanawiać się, co się właśnie stało. Postanowiliśmy, aby przynajmniej raz w tygodniu usiąść sobie czy to w kawiarni, czy w domu przy kawie i porozmawiać o tym, co się z nami dzieje, gdzie jesteśmy w naszym związku, w naszej rodzinie. To była głębsza rozmowa. Tak się zaczęło i kontynuujemy to do dzisiaj. To było jeszcze przed tym, jak pojawiły się dzieci. Kiedyś nawet napisałem o tym na blogu: że w różnych duchowościach różnie się to nazywa, ale wydaje mi się, że wielu ludzi zwraca uwagę na fakt, że to podstawa w związku, który jest szczególnym rodzajem bycia z drugim człowiekiem. Podobnie jest w relacjach z przyjacielem. Głębsza rozmowa jest podstawą. Pielęgnujemy to z żoną cały czas iwciągnęliśmy w to też dzieci. U nas kawa to synonim wyjścia razem gdziekolwiek.
Tomek: Jak to wygląda teraz, kiedy macie dwójkę dzieci? Czy znajdujecie ciągle na to czas i w jaki sposób wciągnęliście w to dzieci?
Piotr: Gdy Daniel był mały, przeważnie spał albo dawało mu się troszeczkę mleczka i dalej szedł spać. Nie przeszkadzało mu to, że siedzimy i rozmawiamy ze sobą. Okazało się jednak, że Daniel był specyficznym dzieckiem, który nie wymaga zbyt wielu bodźców, aby go zaspokoić. Wdał się we mnie, jest introwertykiem. Gdy zaczął się okres, gdy dzieci są bardziej żywe, ściągają różne rzeczy, było trudniej, ale staraliśmy się wyjść przynajmniej na krótką kawę i może nie rozmawiać dogłębnie na jakieś tematy, ale przynajmniej odpocząć.Natomiast teraz Daniel ma prawie pięć lat i mamy jeszcze Izę, która ma prawie dwa lata, więc od początku wciągaliśmy ich w nasze rytuały.
To nie musi być głęboka rozmowa, ale zawsze jest wyjście. Jak usłyszą, że jest kawa, to wiedzą, że jest wyjście i że będzie coś fajnego. Znaleźliśmy też kawiarnię przeznaczoną dla rodzin. Jest większa, ma sofki. Iza jest żywiołowa i lubi sobie pobiegać, natomiast Daniel sobie siedzi. Nawzajem się sobą opiekują. Każdy ma swój ulubiony posiłek. Gdy są ranki, kiedy Daniel jest przedszkolu, Izabela w żłobku, to mamy czas dla siebie, bo ja zaczynam pracę trochę później i kończę też później. Mamy też takie dni, w których wychodzimy tylko we dwójkę.
Tomek: My z żoną byliśmy niedawno w restauracji, w której kelnerzy są bardzo przyjaźni dla dzieci, do tego stopnia, że gdy po obiedzie przynieśli nam deser, to zaczęli Dominikowi pokazywać różne zakamarki restauracji. Dzięki temu pierwszy raz zjedliśmy w spokoju deser.
Aplikacje wspierające rytuały rodzinne
Piotr: Jest aplikacja Google Maps, której dość często używam. Można tam zapisać się na lokalnego przewodnika, tzw. local guide. Można wystawiać recenzje, dodawać gwiazdki, dzielić się zdjęciami różnych obiektów. Zacząłem to robić pod kątem rodzinnym, np. czy dana restauracja jest przyjazna dzieciom, czy są udogodnienia, czy można wjechać wózkiem itd. Gdy jedziemy do nieznanego miasta, sprawdzam, jakie recenzje mają restauracje pod kątem możliwości pojawienia się tam z dziećmi.
Jest jeszcze jedna aplikacja, której ostatnio używam. Jest to Nozbe do zarządzania zadaniami. Tam wrzucamy różne rzeczy, o których chcemy porozmawiać. Wiem, że brzmi to nudno i technicznie, ale gdy ma się już czas na kawę, to po takich lekkich i fajnych tematach można też poruszyć tetrudniejsze, np. ważne decyzje do podjęcia. Zawsze przed takim wyjściem rzucamy okiem na te tematy w Nozbe. Gadżety są więc wszędzie.

Tomek: Tylko żeby nie stało się to, co kilka lat temu na Facebooku. Pewna kobieta wrzuciła zdjęcie z opisem, pod postem wywiązała się dyskusja. I tak siedzieli i komentowali, a okazało się, że siedzą obok siebie, tylko w dwóch różnych pokojach.
Piotr: Gdy już rozmawiamy, gadżety idą w odstawkę.
Tomek: To ważne, co powiedziałeś, bo jednym z zadań w Misji 52 jest to, aby na czas rozmowy wyłączyć telefony, komputery, tablety, cokolwiek, co rozprasza uwagę. Usiąść i porozmawiać o różnych sprawach, które dotyczą małżeństwa. Gdy telefon jest włączony, jest nieco trudniej. Kiedyś na rekolekcjach pojawiło się dwóch zakonników dominikanów, którzy powiedzieli, że wśród swoich rytuałów mają czas, gdy parami idą na półgodzinny spacer. Jeden powiedział tak do swojego współbrata: „Piotr, jeśli na spacer kolejny raz weźmiesz telefon, to ja z tobą nie idę”. Bo wiadomo, że skończyłoby się to ciągłym załatwianiem różnych spraw i byłoby po spacerze. Prawda jest taka, że żadne projekty się nie zawalą, kiedy wyłączymy się na chwilkę z tego elektronicznego świata.
Mamy więc jedną wspólną rzecz, tylko my bardziej pielęgnujemy wspólne, uroczyste, weekendowe śniadania. Podczas nich spożywamy potrawy, których nie jemy w czasie tygodnia podczas szybkich śniadań. Co ważne, musi być posprzątane, bo jeśli jest bałagan w domu, to takie śniadanie nie smakuje. W piątki robimy generalne sprzątanie, w ciągu dnia albo wieczorem. Dzięki temu w sobotę budzimy się w czystym mieszkaniu. Myślę, że te dwa elementy – porządek i potrawy, których nie ma na co dzień – sprawiają, że fajnie się siedzi przy stole. Gdy nie było synka, takie śniadania potrafiły trwać i trzy godziny. Teraz maksymalnie mieścimy się w godzinie, co i tak jest długo. Ten rytuał został nam na stałe.
Piotr: Jak Dominik reaguje na te śniadania?
Tomek: On się cieszy, gdy jesteśmy razem przy stole. Nie lubił być w siodełku obok. Sam sobie kroi, nakłada jedzenie. Gdy zaczął jeść sam, stwierdziłem: „Świetnie sobie radzisz!”. Bardzo się cieszył, gdy to słyszał. Szkoda, że tego nie nagrałem. Warto w takich sytuacjach mówić do dzieci pozytywnie. Można mówić też negatywnie: „Gdy nie zjesz, to stanie się to i to”, ale o wiele lepsze rezultaty osiągnie się tąpierwszą metodą.
Jak angażować dzieci w rytuały rodzinne
Piotr: Poruszyłeś ważną kwestię, mianowicie pozwalania dziecku na pomaganie sobie i na to, by samo wykonywało pewne rzeczy. Dzieci nie robią tego szybko, ale jakoś muszą się tego nauczyć. Czytałem artykuł, w którym było to dokładnie opisane. Dzieci robią wszystko po swojemu i dłużej. My byśmy to zrobili szybciej. Ale one się wtedy uczą. Dzieci należy chwalić za to, jak to robią, ale bardziej chwalić chęci niż wyniki. Był przykład dotyczący tego, ile kosztuje rozbite jajko. Pewna dziewczynka próbowała pomóc i rozbiła jajko. Z tego powodu wybuchła awantura, bo trzeba posprzątać. Po fakcie mama uznała jednak, że zrobiła dziecku krzywdę. Bo przecież posprzątać można, a jajko nic nie kosztuje. Natomiast dziewczynka mogła się zblokować i w przyszłości nie chcieć pomagać ani nic robić sama. Ja jestem taki, że zawsze się spieszę, a z dziećmi jest tak, że należy pozwalać im sobie pomagać i żeby uczyły się robić rzeczy samodzielnie.
Tomek: Nie można mieć pretensji do dziecka, że jest dzieckiem. Ja się tego ciągle uczę. To ciekawe, że najłatwiej przychodzą człowiekowi zdania typu: „Nie rób tego”, „Nie hałasuj”, „Nie krzycz”, zamiast znaleźć odpowiednik, który daje lepszy rezultat. Zastanawiałeś się nad tym?
Piotr: Tak. W ramach pracy udało mi się zrobić taki kurs na podstawie książki Stephena Coveya 7 habits of highly effective people, czyli siedem nawyków wysoko wydajnych ludzi.Sceptycznie do tego podchodziłem, ale okazało się, że bardzo fajnie wpletli to do świata biznesu, techniki. Natomiast jest tam cały rozdział o proaktywnym i pozytywnym języku. To, jak odzywamy się do siebie nawzajem, a w szczególności do dzieci, ma duże znaczenie. Chodzi np. o używanie słów „mogę”, „nie mogę”, „musisz”, „nie musisz”. W książce zaproponowano nawet ćwiczenie, aby przez tydzień nie mówić słowa „nie mogę”. Praktycznie nierealne w naszym świecie!
Tomek: Jeśli chodzi o brak czasu na czytanie, to ważne, by uświadomić sobie, że czytać to nie znaczy czytać od deski do deski. Można znaleźć jakiś fragment, który w danym momencie jest ci potrzebny, i na tym bazować. Gdy ktoś mnie ostatnio pyta, jaką książkę przeczytałem, odpowiadam, że wracam do książek, które czytałem rok, dwa lata temu, bo nagle znajduję w nich coś, co jest mi w danym momencie potrzebne. Co prawda otworzyłem jedną nową – Marcina Zielińskiego Rozpal wiarę, zacząłem czytać, nagle przypomniała mi się inna i wróciłem do starej. Ktoś, kto myśli, że brakuje mu czasu na czytanie, może przeczytać tylko fragment, a resztę doczytać np. za trzy miesiące.
Wspólne spędzanie czasu
Wróćmy do rytuałów. Jaki jest twój następny rytuał?
Piotr: To bardziej przyzwyczajenie niż rytuał, natomiast próbujemy w każdy weekend gdzieś wyjść. Nazwaliśmy to naszym weekendowym wyzwaniem – aby po prostu wyjść na zewnątrz. Ja mam możliwość pracy w domu, ale wiadomo, że wtedy człowiek nie wychodzi, zasiedzi się itd. Natomiast próbujemy przynajmniej w weekend gdzieś wyjść, po prostu pochodzić, a już szczególnie pozwiedzać nowe miejsca, pojechać nad morze czy nawet do Londynu. W Londynie dalej czujemy się jak turyści, mimo że minęło już 10 lat, odkąd mieszkamy w UK. Próbujemy wpleść w to jeszcze jedną rzecz, mianowicie kiedyś u pewnego autora internetowego przeczytałem, że on ze swoim synem próbuje zrobić coś takiego, żeby nie sugerować się czynnikami zewnętrznymi, jeśli chodzi o pewne wybory i decyzje, które podejmuje sięwewnętrznie.
Wytłumaczył to na przykładzie pogody. Jeśli pogoda jest zła, to nie wychodzimy. Ale dorośli wyrobili sobie już takie stwierdzenie: „A co to znaczy »zła pogoda«?”. Po prostu pada śnieg, wieje wiatr, pada deszcz, świeci słońce. Pogoda nie jest ani dobra, ani zła, ona po prostu jest. Jeśli pada deszcz, to rolnicy się cieszą, że im plony urosną, więc to może być uznane za dobrą pogodę. Zrobił więc taki eksperyment, że wychodził z synem codziennie przez rok, niezależnie od aury, nigdy nie oceniając pogody.
My nie wychodzimy codziennie, ale przynajmniej raz w tygodniu staramy się wyjść w jakieś nowe miejsce. Każdy lubi nowości, szczególnie dzieci, co widać po zabawkach. Ale my dorośli też je lubimy. Lubimy zwiedzać, lubimy dreszczyk emocji związany z tym, że jeszcze nas gdzieś nie było, że za zakrętem może nas spotkać coś fajnego. I bardzo, bardzo namsię to udało. Właśnie w ubiegłą sobotę oznajmiliśmy, że wsiądziemy do samochodu i pojedziemy na przygodę. Niespełna dwuletnia Izabela krzyknęła na całe gardło: „Hura! Hura! Jedziemy!”. Atmosfera udzieliła się wszystkim i wyglądało to tak, jakbyśmy mieli jechać na wymarzone wakacje. Udało nam się dotrzeć do miejscowości, która nazywa się Southend-on-Sea – Anglicy nazywają niektóre z nich dobitnie. Nawet nie wiem, jak ją znaleźliśmy, guglując jakieś nadmorskie miejscowości. Moja żona, która jest w tym dobra, jest zawsze nawigatorką i dowódcą wszystkich naszych wypraw, zrobiła mały zwiad, co tam można zobaczyć.
Pojechaliśmy tam, nawigacja pokazywała trochę ponad godzinę, więc to dla nas OK. Po drodze się zatrzymywaliśmy. Udało nam się wybrać bardzo widokową, prostą trasę. Pogoda nam się udała, chociaż nie było tak słonecznie jak na wyjazd nad morze. Dzieci dobrze się bawiły. Okazało się, że plaża była piaszczysta, zrobiliśmy superzdjęcia. Zabraliśmy ze sobą też palnik, dzięki czemu odgrzaliśmy sobie coś do jedzenia. Mimo to byliśmy tak głodni, że jeszcze po drodze wzięliśmypizzę na wynos, i pojechaliśmy na inną plażę podziwiać zachód słońca. To był superdzień, bardzo pozytywny. Spełnił swoje zadanie. To było niesamowite.
Rozwijaj hobby
Tomek: Miałem przyjemność w tej miejscowości prowadzić dwie imprezy i pozdrawiam niesamowitą ekipę, którą tam miałem. Oni są dobrym przykładem pozytywnego myślenia. W zeszłym roku zgłosili się do mnie, abym poprowadził imprezę andrzejkową. Zszedłem maksymalnie z ceny, natomiast zasugerowałem, że jak nie uzbierają tej kwoty, to nie będę robił im schodów. Organizatorzy ze swojej strony zrobili wszystko, żeby tę kwotę zebrać. Nie było takiego, jak ja to nazywam, katolickiego dziadowania typu przyoszczędźmy, było to pozytywne podejście. I w ten sposób powinno się działać. Pojechałem tam drugi raz na karnawał iokazało się, że to świetna ekipa do zabawy. Pozdrawiam wszystkich i zawsze będę was stawiał jako przykład, że tak trzeba działać!
À propos takich weekendów, to moja małżonka sprawiła mi niedawno genialną niespodziankę. To nie jest rytuał małżeński, ale taka codzienność, którą warto pielęgnować. Przez ostatnie cztery tygodnie byłem zajęty. Ciągle byłem w trasie. Żadnego weekendu nie mieliśmy ze sobą, poza niektórymi niedzielami. Ciepło na sercu mi się zrobiło, gdy usłyszałem, jak moja żona rozmawia z koleżanką przez telefon. Umawiały się, żeby się spotkać, i Iwonka powiedziała takie zdanie: „W sobotę i niedzielę się nie zobaczymy, bo to jest pierwszy weekend, kiedy mam męża dla siebie, i chcę być tylko z nim”. Niby taka prosta, naturalna rzecz, ale w życiu nie spodziewałem się, że to mi tak zapadnie w serce i że sprawi mi to wielką przyjemność. Nawet powiedziałem o tym żonie. Ona stwierdziła, że to nic wielkiego. Ale dla facetów to coś wielkiego. Drogie kobiety, róbcie tak, a będziecie mieć szczęśliwych mężów!
Piotr: Fajnie, że jej to powiedziałeś. Bo czasami nam się wydaje, że coś robimy i to nas nic nie kosztuje, że jestnaturalne. Warto otrzymać informację zwrotną typu „fajnie, że to zrobiłaś/zrobiłaś”. Czasami może się okazać, że to coś nas też kosztuje, i w ten sposób mamy informację zwrotną, że ta osoba to zauważyła. To jest fajna komunikacja.
Wdzięczność, dobro zawsze powraca
Tomek: I tak samo działa to u różnych twórców. Rozmawialiśmy o tym wcześniej, zanim zaczęliśmy nagrywać: że jak robisz coś dobrego i robisz to dobrze, to odbiorca przyjmuje za pewnik, że skoro to robisz, to na pewno jest dobre, więc nie musi dawać reakcji. Dopiero jak robisz coś źle, wtedy widzisz reakcje w sieci. Więc jeśli wam się coś podoba, to dajcie lajka, napiszcie miły komentarz. Dla twórców to ważny sygnał: że warto robić to, co robią.
Piotr: Można tu przytoczyć słynne już spotkanie Michała Szafrańskiego z Patem Flynnem, gdzie było tak, że na początku Pat był dla Michała niedoścignionym wzorcem i motywacją. Potem Pat chciał zaprzestać nagrywania podcastu, a po tym jak Michał napisał mu, że dużo mu zawdzięcza, Pat się wzruszył i zaczął nagrywać dalej. Nawet więc ludzie najbardziej zmotywowani, którzy prą do przodu jak tarany, mają doła i gorsze dni.
Tomek: Oni niedawno spotkali się w Londynie. Michał powiedział, że to był pierwszy raz, kiedy płakał na scenie. To, co mnie zaciekawiło, to że później pokazano zdjęcie, gdy ktoś inny biegł w maratonie z transparentem „Dziękuję Michałowi Szafrańskiemu”. Jak to się wszystko fajnie zazębiło, że najpierw Michał podziękował Patowi, potem ktoś inny Michałowi. Ciekawe, jak potoczy się historia tego trzeciego gościa.
Piotr: Dokładnie. To jest to, co Michał powtarza, to, co my powtarzamy: że dobro zawsze powraca. To jest prawo.
Tomek: Przypomniała mi się sytuacja, gdy dwa lata temu organizowaliśmy koncert rockowy. Znajome zgadały się, żeby kupić bilety na ten koncert swoim mężom. Ja je znałem i od razu zapisałem sobie ten pomysł, bo wiadomo, kobiety pracują w domu, panowie poza nim. U wielu kobiet mogłaby pojawić się taka myśl: „Dlaczego mąż ma iść, skoro ja też ciężko pracuję?”. Ale one pomyślały odwrotnie: „Zróbmy prezent naszym mężom, bo ciężko na nas pracują”. Ja znam tych mężów i wiem, że odwdzięczyli się super swoim żonom. To warto naśladować. Warto zebrać się w większą grupę i taki prezent mężom zrobić. Rozmawiałem z tymi chłopakami na koncercie i wszyscy byli podbudowani tym, że mogli wyrwać się z domu i spędzić czas na fajnym wydarzeniu.
Kolekcjonuj wspomnienia, nie rzeczy
Piotr, mówiłeś o wycieczkach. Jakie masz jeszcze rytuały?
Piotr: To jest związane z kolekcjonowaniem wspomnień, a nie rzeczy materialnych. To, co powiedziałem, wymaga pewnej zmiany myślenia. Jeśli mam coś kupić, to wolę kupić coś, co będzie wydarzeniem, będzie generowało fajne wspomnienia, np. album ze zdjęciami. To też jest nasz mały rytuał, aczkolwiek rozciągnięty na dłuższy okres. Co roku robimy sobie taki roczny album ze zdjęciami naszych dzieci, nas, naszych wyjazdów, znajomych. Potem fajnie się to ogląda. Czasami wyjazd można zrobić po kosztach. Zorganizować na krótki okres, zrobić zdjęcia, bo podczas oglądania ich wracają dokładnie te uczucia, które wtedy mieliśmy. To cementuje rodzinę i związek. To wzmacnia te dobre uczucia, które już raz przeżyliśmy, a potem do tego wracamy.
Myślę, że to jest w pewnym sensie rytuał, którego taką implementacją na co dzień jest coś, co nazywamy „skarbonką dobrodziejstw”. Polega to na zapisywaniu fajnych momentów – np. gdy synek cieszy się, że sam coś zjadł – iwrzuceniu tego do skarbonki, którą może stanowić słoik bądźpuszeczka. Później losowo można sobie do tego wrócić. Działa to jak zdjęcie, ale jest tekstową informacją. Pomaga kolekcjonować wspomnienia.
Tomek: Wspomniałeś też, że można niewielkim kosztem gdzieś wyjechać i coś zwiedzić. Wiem, że dla wielu małżeństw czy rodzin czynnik finansowy jest przeszkodą do tego, żeby gdzieś pojechać. Mam pewną teorię i chciałbym jąteraz na tobie wypróbować. Przypomnij sobie, że gdzieś chciałeś wyjechać i wiązało się to z jakimiś kosztami. Czy wracając pamięcią do tego wydarzenia, rozpamiętujesz, ile pieniędzy wydałeś?
Piotr: Nigdy. Jakoś się z tego wyleczyliśmy. Podobnie było z tym rytuałem kawowym, bo można powiedzieć, że dwie kawy i ciastko kosztują. Jeśli robi się to często, jest to jakiś budżet. Ale to jest dla mnie inwestycja. Więc nie myślę w ten sposób. Myślę raczej w ten dobry, niż że trzeba wyjąć coś z kieszeni.
Tomek: Więc potwierdziłeś moją teorię, że nie myśli się o kosztach po jakimś czasie. One są ważne w danym momencie. Ale jak wracasz do wspomnień, to pewnie myślisz, że było warto.
Piotr: Tak. I trzeba być w tym rozsądnym. Nie wydawać kupy kasy, aby kupić jakieś wspomnienie. Uważam, że trzeba do tego podejść w kategoriach inwestycji. Bo inwestycja w związek to chyba podstawowa inwestycja – czasu, pieniędzy i wszystkiego.
Tomek: Przypomniałeś mi, jak pierwszy raz w życiu przyszliśmy z małżonką na koncert naszej ulubionej kapeli. Byłem w pracy, przeglądałem gazetę i zobaczyłem, że dziś jest koncert. Szybko urwałem się z roboty, zadzwoniłem do żony, powiedziałem jej, że grają. Polecieliśmy na ten koncert. Kupiliśmy bilety, zamówiliśmy jedzenie. Z radościzostawiłem kelnerowi ogromny napiwek. Dopiero na drugi dzień do mnie doszło, że mogłem trochę mniejszy napiwek zostawić, a żonie zamówić więcej. Więc ostrożnie z emocjami. Ale przeżyliśmy, nie znaleźliśmy się na bruku przez tę sytuację, a wspomnienia z tego koncertu i kolejnych są ogromne.
Zaprogramuj się na szczęście
Mówimy o rytuałach, ale też o pewnych przyzwyczajeniach, które warto tworzyć i kopiować. Czy masz coś jeszcze w zanadrzu?
Piotr: Powiedzieliśmy, że niskim kosztem można sobie sprawić całkiem fajne wyjście. To z kolei wziąłem odTony’ego Robbinsa: mistrzostwem świata jest się tak zaprogramować, żeby jakiekolwiek wyjście było udane. Bo to wszystko jest w naszym mózgu: że skoro płacimy dużo, to spodziewamy się, że jest fajnie. W ten sposób sami się programujemy. Tylko że te pieniądze wychodzą. My ostatnio często jeździmy do lasu na polankę. Tworzymy sobie taką atmosferę, jakby to było jak wyjazd w egzotyczne miejsce, które kosztuje kupę kasy. Tak naprawdę ten „matrix” tworzymy sobie sami w głowach. Z dziećmi jest łatwiej to zrobić. Obserwując je i ucząc się od nich, widzimy, że one nie potrzebują Bóg wie czego do szczęścia.
Tomek: Przypomniałeś mi scenę z filmu W pogoni za szczęściem, w której ojciec z synem znaleźli się na bruku przez różne zawirowania życiowe. Poszli na dworzec szukaćmiejsca do spania i syn powiedział, że fajnie by było, gdyby byli w jakimś miejscu z dinozaurami. Wymyślili, że będą się chować w jaskini, a w rzeczywistości znaleźli się w toalecie. Wzruszające było to, że gdy synek zasnął, a tata go przytulał, do tej toalety zaczął się ktoś dobijać, więc on zatkał synkowiuszy i płakał. W następnej takiej scenie szli do ośrodka dla bezdomnych, żeby się przespać, i syn powiedział: „Tato, a może wrócimy do jaskini?”. A ojciec: „Nie”. Syn naciskał: „Dlaczego?”. Ojciec: „Bo pewne rzeczy dobre są tylko raz”. To uczy, że raz się tam znaleźli, ale trzeba zrobić wszystko, aby w takiej sytuacji nie być drugi raz, jeśli jest negatywna.
Podawałem ci przykład kobiet, które zrobiły coś fajnego dla mężów, ale jest jeszcze coś takiego, co powiedział nam Paweł Kotarba, gdy rozpoczynaliśmy radio, coś, co mąż dla żony powinien zrobić. Siedzieliśmy późnym wieczorem w studiu i planowaliśmy, w jakim kierunku ma w ogóle iść Katolickie Radio Londyn. Nie wiedzieliśmy, jak to ruszyć. W pewnym momencie Paweł powiedział tak: „Jak tylko dowiem się, że któryś z was ma przez radio problemy w małżeństwie, to robi wypad z radia i ma tydzień na załatwienie sprawy z żoną. A potem wraca i działamy dalej”. Dwie rzeczy były w tym genialne.
Rozwiązuj konflikty
Jedna – radio nie jest najważniejsze, małżeństwo nie ma prawa cierpieć na tym, że w to grasz, a druga – masz tydzień na załatwienie sprawy. Bo ile jest konfliktów, które trwają miesiącami, a nawet dłużej, tylko dlatego że mąż nie chce zmierzyć się z taką sytuacją i ją rozwleka! Tydzieńwystarczy, aby wiele rzeczy załatwić. Ja to przetestowałem w różnych codziennych sytuacjach. Czasami pewne rzeczy można załatwić od ręki. Trzeba tylko chcieć. I to jest coś, co mąż chce robić dla żony. Jeżeli jest konflikt bądź jakaś trudna sytuacja, to daj sobie maksymalnie tydzień na pokonanie tych trudności. Nie przeciągaj tego. To jest coś, co powinieneś zrobić dla żony. Będzie z pożytkiem dla waszego związku.
Piotr: My nauczyliśmy się szybko kłócić dzięki dzieciom, szybko rozwiązywać konflikty. Docierać do sedna sprawy. Bo obowiązki czekają, wiadomo, że domyślnie jest dobrze. A przy dziecku łatwo o kłótnię, bo człowiek jest zmęczony, ma kupę innych rzeczy. Natomiast szybko wracamy do punktu wyjścia. To można zaliczyć jako rytuał: kłóćmy się szybko.
Tomek: A pogódźmy się jeszcze szybciej. Ale chyba dzieci zmieniają tę perspektywę. Parę dni wcześniej mieliśmy z małżonką drobną sprzeczkę, przez chwilę nie odzywaliśmy się do siebie. Ale wiem, że musiałem do niej z czymś zagadać. Odczekałem, podchodzę i mówię: „Iwonka, czy już jest wszystko OK? Bo muszę cię o coś zapytać”. Ona się uśmiechnęła i powiedziała: „To od ciebie wszystko zależy”. I wiedziałem, że już jest wszystko załatwione.
Piotr: Mam podobną broń, czyli humor. Nie wyśmiewanie, tylko humor.
Tomek: Ale nie zawsze to działa, bo jak sprawa jest poważna, to humor może rozdrażnić. Jedną z rzeczy, którą mąż dla żony powinien robić, znajduje się w naszym programie misyjnym. Polega na tym, że od tego, jak rozpoczynasz dzień, zależy dobre samopoczucie żony. I żeby dbać o ciepłe poranki, czyli kawa do łóżka albo żeby czekała na nią w kuchni, miłe słowo, gest. Dla mnie wiąże się to z tym, że trzeba wstawać przed żoną. Jeżeli moja żona wstanie przede mną, to czuję się trochę jak leser, bo przecież mogłem wstać przed nią i przygotować śniadanie. A kto u was wstaje wcześniej?
Piotr: Wygląda na to, że mamy bardzo podobnie. Wstaję wcześniej, idę coś robić, działać, natomiast moja żona budzi się wcześnie, ale potem trochę zasypia, bo nasza Izabelka bardzo wcześnie rano je pierwsze śniadanie. Więc ja wcześniej wstaję, przygotowuję śniadanie, Danielowi wszystko do szkoły. Mam wrażenie, że jeśli nie wstanę pierwszy, to poczuję się jak leser. Natomiast w ciągu tygodnia wstaję wcześniej, żeby się poruszać, pomedytować, samemu z sobą poprzebywać, a potem przygotować rzeczy dla rodziny, która wstaje później.
Kawa do łóżka
To więc zależy, kto jak pracuje. Nie należy robić sobie wyrzutów z tego powodu, że ma się inaczej. Są ludzie, którzy lubią długo spać. Przypomnę pewną myśl z książki ExtremeOwnership: jeżeli wstaniesz wcześnie rano i zrobisz chociaż dwie rzeczy, to już czujesz, że coś osiągnąłeś. Jeszcze jest ciemno, wszyscy śpią, a ty już jesteś rozpędzony. Nawet jeśli jest to wstanie z łóżka i zrobienie żonie kawy.
Tomek: Ale robienie żonie kawy to bardzo dobra praktyka, którą warto pielęgnować. Szczęśliwa żona to szczęśliwe życiew małżeństwie i szczęśliwy mąż. Więc pamiętajcie o tym. Warto! Piotrze, czy jest coś jeszcze, co chciałbyś dodać do tego, co powiedzieliśmy?
Piotr: Myślę, że głównym przyzwyczajeniem i rytuałem, na który pracujemy, jest to, by myśleć pozytywnie. Wszystko to można podsumować kilkoma myślami. Po pierwsze, nie rozdrabniać się i nie skupiać na tym, co jest negatywne, bo każdy z nas ma jakieś negatywne rzeczy, problemy, które trzeba rozwiązać. Natomiast jeżeli zaczniemy wprowadzać rzeczy, które nas cieszą, są pozytywne, to nie będzie miejsca na rzeczy negatywne. A w życiu chodzi o to, by być pozytywnym człowiekiem i w ten sposób wychowywać następne pokolenie. To jedna z podstawowych rzeczy, które chciałbym przekazać swoim dzieciom – po prostu być pozytywnym i siać wokół pozytywną energię.
Tomek: Myślę, że takim pozytywnym zakończeniem naszej rozmowy i tego, żeby być pozytywnym, będzie cytat z ostatniej misji dla małżonków, z tygodnia 52. To jest cytat zainspirowany spotkaniem z tobą i tym, że 2–3 lata temu wspomniałeś o tych małżeńskich rytuałach. Wtedy przygotowaliśmy misję „Żona dla męża” – chociaż wiadomo, że mąż dla żony też powinien ją realizować. Chodzi o to, by wypisać wszystkie rytuały małżeńskie, które jednoczą wasz związek. I nigdy z nich nie rezygnować, nawet jeśli będziecie pokłóceni.
Piotr: Chodzi tu też o przyzwyczajenie, które potem łatwiej podjąć – nawet jeśli jest ciężko, nie ma czasu lub jest mała sprzeczka. Jedziemy na kawę pokłóceni, wychodzimy pogodzeni, i jest dobrze.
Tomek: Ksiądz Pawlukiewicz opisywał kiedyś taką parę, która miała postanowienie, żeby codziennie wieczorem klękali razem do modlitwy. Jeśli będą pokłóceni i któryś z nich nie uklęknie, to znaczy, że przyznaje się, że był winny tej kłótni. O modlitwie w zasadzie nie było ani słowa w tym odcinku. To nawet nie powinien być rytuał, ale codzienność, przy czym z tą codzienną modlitwą z żoną bywa trudno. Ale to jest co, o czym chciałbym porozmawiać z tobą podczas kolejnych podcastów.
Piotr: To jest coś, co próbujemy wprowadzić z dziećmi. I to będzie dobry temat na kolejne spotkanie.
Tomek: Tymczasem dziękuję ci za tę rozmowę i do usłyszenia następnym razem!
Piotr: Dzięki, do usłyszenia!
∴
Oceń podcast w iTunes – jeżeli korzystasz z aplikacji Podcasty:
- Wyszukaj podcast „Tato na Wyspach Magis” w aplikacji
- W sekcji „Programy” kliknij „Tato na wyspach Magis”
- Przejdź do zakładki „Oceny i recenzje”
- Kliknij w link „Napisz recenzję”
Jeżeli korzystasz ze Stitcher’a:
- Wejdź na stronę stitcher/TNWMagis
- Przewiń stronę w dół, aż zobaczysz okno „Show Ratings and Reviews”
- Kliknij „Write a review”
∴
Więcej, bardziej, pełniej – Magis!
Facebook:/TatoNaWyspach
Twitter:@TatoNaWyspach
Instagram:@TatoNaWyspach.co
Podobne wpisy:
Więcej, bardziej, pełniej – Pierwszy podcast parentingowy na Wyspach
[podcast] Misja52 – Jak walczyć ze zniechęceniem
[podcast] Anna Jańczuk – Jak mądrze pomagać